„Obserwator Finansowy”: Amerykańska gospodarka nie mogła chyba znaleźć się w gorszej sytuacji: według „The Wall Street Journal” tylko 68 proc. Amerykanów ma pracę, a już ponad pół miliona zarejestrowało się, by otrzymywać bony żywnościowe. Wygląda na to, że w porównaniu Petera Schiffa, który mówi, że amerykańska gospodarka to przeciążona szalupa po wielkim sztormie, której stan nie pozwala dobić do brzegu, jest wiele racji.

Mark Zandi: Nie ulega wątpliwości, że znajdujemy się w bardzo trudnym okresie. Są dwa powody, które moim zdaniem nie pozwalają gospodarce się bardziej odbić: rosnąca skłonność do oszczędzania przez firmy i gospodarstwa domowe oraz niechęć do ryzyka. Jednym ze skutków takiego trendu jest bezrobocie, które utrzymuje się na poziomie blisko 10 proc., jak podaje Department of Labor. Realne bezrobocie jest dużo wyższe, jeśli się wliczy doń także pracowników zmuszonych do pracy w niepełnym wymiarze godzin. Wtedy wygląda to tak, jak przedstawił „The Wall Street Journal”.

Pan był jednym z największych entuzjastów pakietu stymulacyjnego. W ubiegłym roku na łamach Obserwatora przekonywał Pan, że II pakiet pozwoli na stworzenie 4 mln nowych miejsc pracy w pierwszych trzech kwartałach 2010 r. Drugi pakiet został przyjęty rok temu przez Kongres. Ale miejsca pracy znikają zamiast przybywać. Kończy się dopiero III kwartał, ale trudno sobie wyobrazić, by od dziś do października gwałtownie ich przybyło.

Nikt z ekonomistów nie spodziewał się tak poważnej recesji. A drugi pakiet, o którym pan mówi, był zbyt mały, żeby mocno poruszyć gospodarkę. I tak jednak widać jego pozytywne rezultaty. Gdyby był większy, moim zdaniem wzrost gospodarczy byłby wyższy i szybciej powstawałyby nowe miejsca pracy. Niestety konsensus na najniższym poziomie pozwolił na to, by został uchwalony przez Kongres. Proszę pamiętać, że liczył się czas. Tylko mały procent tych środków trafił do budżetów stanowych. Zostały w większości przejęte w ramach programów rządu federalnego. To rzeczywiście jeden z poważnych problemów. Ale bez pakietów stymulacyjnych dziś 8,5 mln więcej Amerykanów byłoby bez pracy, PKB w 2010 r. o 11,5 proc. niższe i mielibyśmy tutaj deflację.

Reklama

Jest Pan zatem zwolennikiem poglądu, że gospodarka się odbija, mimo iż bezrobocie utrzymuje się na tym samym poziomie?

Co ma Pan na myśli?

Dane przedstawione przez Department of Labor na początku lipca mówią, że przed wpompowaniem 1 bln dolarów do gospodarki, tj. w lipcu 2009, oficjalne bezrobocie utrzymywało się na poziomie 9,5 proc. W lipcu tego roku było takie same. Czy nie jest to argument przeciwko pakietom stymulacyjnym?

Nie, nie zgadzam się z tym poglądem. Pakiet stymulacyjny przyjęty przez administrację prezydenta Baracka Obamy składał się z dwóch elementów: działań nazywanych fiskalnym stymulatorem i szczególnej polityki finansowej. W ramach działań fiskalnych był program bezpośrednich zasiłków dla bezrobotnych, program nazywany „pieniądze za graty” w celu pobudzenia konsumpcji i ulgi podatkowe. Natomiast dzięki polityce finansowej powstał fundusz TARP i program Fed „jakościowego łagodzenia”.

Pełna treść wywiadu: Dzięki pakietowi USA najgorsze ma za sobą