Szkodziło to, że agencja ratingowa Moody’s ostrzegła, iż bardzo prawdopodobne jest obniżenia ratingu Irlandii o kilka poziomów z powodu groźby wzrostu zadłużenia tego kraju w wyniku przyjęcia pomocy finansowej. Potem pojawiły się jeszcze informacje o sprzeciwie wobec projektu budżetu niektórych niezależnych członków parlamentu Irlandii oraz oświadczenie Partii Zielonych: opuści koalicję rządową po przyjęciu budżetu. Efektem będą wybory parlamentarne w styczniu, a to może doprowadzić do kolejnych perturbacji. Natychmiast zresztą zwiększyły się obawy o Portugalię i Hiszpanię – drożały CDS zabezpieczające ich dług, co sygnalizuje, że próba uspokojenia sytuacji spaliła na panewce.

Być może rynki amerykańskie dałyby sobie z ty jakoś radę, ale pojawiły się nowe problemy. Podczas weekendu Wall Street Journal napisał o kończącym się za kilka tygodni śledztwie w sprawie procederu insider trading w amerykańskim sektorze finansowym. Wydawało się, że na razie ta sprawa nie wzbudzi wielkich emocji, ale w poniedziałek FBI weszło do trzech funduszy hedżingowych. To podobno był wynik tego śledztwa. Nic dziwnego, że mocno tracił cały sektor bankowy.

Na rynku akcji negatywny wpływ miał na wartość indeksów przede wszystkim sektor finansowy. NASDAQ po prostu trzymał się blisko poziomu piątkowego zamknięcia. Takie zachowanie rynku (szczególnie spokój NASDAQ) pokazywało, że do paniki i zmiany trendu jest jeszcze daleko. Zresztą na 3 godziny przed końcem sesji byki zaczęły systematycznie prowadzić indeksy na północ, co doprowadziło do zakończenia sesji wzrostem NASDAQ i niewielkim spadkiem S&P 500. Jak widać rynek jest nadal bardzo silny.

Reklama

GPW rozpoczęła poniedziałkową sesję nieśmiałą zwyżką, a potem rozpoczęło się bujanie indeksem, który przechodził raz na czerwoną, raz na zieloną stronę. Nadal bardzo sprzedawane były Pekao i PKO BP. Indeks rysował klasyczną sinusoidę i gdyby nie spadki cen wymienionych wyżej dwóch banków i duży obrót to można by było stwierdzić, że podaż z zeszłego tygodnia znikła. Po pobudce w USA, kiedy kontrakty amerykańskie już nurkowały, WIG20 zaczął szybciej spadać, ale prawdziwy przedstawienie obserwowaliśmy w końcówce sesji. Po rozpoczęciu handlu w USA WIG20 ruszył na północ i zaatakował sesyjny szczyt. Jednak fixing znowu dokonał cudu obniżając indeks o 20 punktów, przez co zakończyliśmy sesję spadkiem o 0,38 proc.

WIG20 ma tuż przed sobą jedno, bardzo poważne wsparcie (2.600 pkt.), które musi być bronione przez obóz byków z całą mocą. Potrzebna jest jednak do tego poprawa nastrojów na świecie, a ja tymczasem widzę ciągłe pogorszenie. Wydawało się, że w ostatnich tygodniach roku nie będą wypadały z szafy żadne trupy, a tymczasem w Irlandii nadal jest bałagan, Portugalia jest coraz mocniej atakowana, a sektor finansowy w USA zaczyna mieć nowe problemy. W tej sytuacji sukcesem byłoby wprowadzenie rynku w trend boczny.