Wydaję książki, które sama przeczytałam z przyjemnością. Na razie taki system selekcji działa – mówi Sonia Draga, która zaczęła biznes od sprzedaży nagłośnienia do samochodów, a dziś jest szefową jednego z najprężniejszych wydawnictw specjalizujących się w beletrystyce.
Sonia Draga to nie pseudonim. To prawdziwe imię i nazwisko blondynki ze Śląska. 10 lat temu weszła na – wydawać by się mogło – ustabilizowany już rynek wydawniczy i narobiła na nim sporo zamieszania. Całkiem nieźle też na książkach zarabia. W 2010 r. przychody jej wydawnictwa wyniosły 10,5 mln zł i były o jedną trzecią większe niż rok wcześniej.
– Wszyscy wiedzą, kim jest Sonia Draga. Mogą mniej lub bardziej wierzyć w jej działania. Jednak dziś na tym rynku już nikt nie może sobie pozwolić na to, by ją lekceważyć – mówi Ewa Tenderenda-Ożóg, współautorka wydawanej co roku analizy „Rynek książki w Polsce. Who is who”.

Od stereo do Browna

Reklama
O wydawnictwie Sonia Draga rynek usłyszał w 2003 r. Na świecie wybuchł szał na punkcie nowego bestsellerowego autora historycznych thrillerów z wątkiem religijnym. Powieści Dana Browna nie tylko świetnie się sprzedawały, ale z dnia na dzień stały się wręcz sensacją kulturową. Zaczęto o nich kręcić dokumenty, a nawet pisać książki naukowe analizujące fantastyczne teorie spiskowe, jakie opisał. Kiedy jednak największe polskie wydawnictwa uderzyły do amerykańskiego agenta Browna, by kupić licencję na jego powieści, ten rozłożył ręce: – Za późno. Sprzedaliśmy je już do Polski i to dobre kilka miesięcy przed premierą „Kodu” w Stanach – tłumaczył.

>>> Czytaj także: VAT na książki: 20 milionów nowych książek może trafić na makulaturę

Jakież było zdziwienie wydawców, gdy okazało się, że prawa kupiło nikomu nieznane, malutkie wydawnictwo z Katowic. Sonia Draga? Zaczęli sprawdzać. Ale to przecież firma z rynku motoryzacyjnego. Sprowadza sprzęt audio do samochodów, a książki, owszem, jakieś wydała, ale żadnych hitów wśród nich nie było – dziwili się wydawcy. Tylko jeden nie załamał rąk. Andrzej Kuryłowicz, właściciel wydawnictwa Albatros, wyga z kilkunastoletnim doświadczeniem, szybko odezwał się do tajemniczej pani Dragi i zaproponował współpracę. – U nas machina z Brownem już się kręciła. „Anioły i demony” były prawie przetłumaczone i redagowane. Planowaliśmy wydać te dwie powieści w kolejności chronologicznej. Trochę jednak mnie przeraziło to, co zaczęło się wtedy dziać wokół Browna. Zaczęłam się obawiać, czy z moim nikłym doświadczeniem podołam takiemu zadaniu – opowiada Sonia Draga. – Kiedy więc pojawił się Kuryłowicz z wieloma wypromowanymi bestsellerami, zgodziłam się na wspólne wydanie Dana Browna – dodaje. – Dziś wiem, że może i podołałabym sama, ale nie żałuję tego układu. Przy tej współpracy bardzo dużo się nauczyłam. Choćby tego, że nie wszystko można zrobić samemu – zapewnia.
A wcześniej Sonia Draga tak właśnie miała w zwyczaju. Pierwszą książkę sama znalazła w USA, sama kupiła do niej prawa, sama ją przetłumaczyła, złamała i zredagowała. „Stereo w twoim samochodzie” Marka Rumreicha wydane w 2000 r. w nakładzie 2 tysięcy egzemplarzy.
Zanim zaczęła wydawać książki, od 10 lat zajmowała się sprowadzaniem i instalowaniem specjalistycznych systemów nagłośnienia w samochodach. Była nawet jednym ze współorganizatorów konkursów dla najlepiej nagłośnionych aut w Polsce. – Lubiłam ten biznes i nigdy by mi nie przyszło do głowy zająć się wydawaniem książek – wspomina. – „Stereo w twoim samochodzie” miało być tylko uzupełnieniem. Fanów samochodowego audio było sporo, ale brakowało im teoretycznej wiedzy. Właśnie po to, w ogóle nie licząc na zyski, wydałam tę książkę – opowiada Draga. – Dzięki niej znalazłam się na listach kilku amerykańskich agencji wydawniczych i zaczęły do mnie trafiać propozycje książek. Początkowo czytałam je tylko dla przyjemności. Aż wreszcie pomyślałam, czemu by nie spróbować hobbystycznie wydać kolejnej. Ale tym razem już nie specjalistycznej, tylko jakiejś powieści do poczytania – dodaje.

>>> Polecamy: Bohaterowie krachu snują wspomnienia - nalepsze książki o kryzysie

Tak trafiła na książkę dla kobiet Jennifer Weiner „Good in bed”. I znowu sama ją przetłumaczyła, zredagowała i złamała. – I zupełnie nie znając zasad wydawania książek, popełniłam wiele pomyłek: nie oddałam jej do porządnej redakcji i korekty, więc ukazała się ze sporą liczbą błędów. Ledwie pojawiła się na rynku, zaczęłam zbierać cięgi, i to nawet w recenzjach. Było mi tak głupio, że próbowałam nawet z powrotem ściągnąć, ile się da, egzemplarzy z rynku i oddać do poprawy – opowiada.
Za bardzo jednak spodobało jej się wydawanie książek, by zrezygnować. Mimo tej wpadki intuicyjnie zaczęła wybierać książki, które chciałaby wydać. Tak w 2003 r. na jej biurko trafiły „Anioły i demony”. Nie była zresztą jedynym polskim wydawcą, który dostał książkę Browna. Jednak to ona ją przeczytała i od razu zamówiła do recenzji następną część cyklu, czyli „Kod Leonarda da Vinci”. Na zakup licencji autora wtedy nieznanego zdecydowała się w ciągu dwóch dni.

Wydaję, co lubię

– Draga weszła na rynek wydawniczy z impetem. Jednego roku nikt o niej nie słyszał, w następnym już wszyscy o niej mówili. Początkowo wydawnictwo zarabiało głównie na Brownie. Jednak ostatnie dwa lata pokazują, że jego pozycja ustabilizowała się i stało się jednym z ważniejszych graczy – mówi Tenderenda-Ożóg.
– Nagłe sukcesy zawsze pociągają za sobą kontrowersje. A więc pani Draga, choć szanowana za to, że umie poprowadzić biznes, budzi mieszane uczucia. Wiele osób było przekonanych, że po prostu raz miała szczęście, zdarza się też krytykowanie tego, że nie wydaje polskich autorów, woli iść na łatwiznę z amerykańskimi bestsellerami – mówi nam jeden z wydawców pragnący zachować anonimowość. – Ale to przecież biznes i nie chodzi w nim o samą misję, lecz również o zarabianie pieniędzy. A w tym Sonia Draga jest niezła – dodaje.
Rzeczywiście, przychody ze sprzedaży książek wydawnictwa Sonia Draga pokazują spory wzrost. W 2003 r. wyniosły pół miliona złotych, w 2004 r. już 4,6 mln, a rok później 7,3 mln. Kolejne lata to już spadek do ok. 4,5 – 5 mln, jednak w 2009 r. ponownie wyniosły 7,3 mln. Miniony rok wydawnictwo zamyka z rekordową kwotą 10,5 mln. Takimi wzrostami może się pochwalić ledwie kilka firm z tej branży w Polsce.

>>> Czytaj także: Campos: Internet nie uśmierci gazet, ale staną się one towarem luksusowym

Jej największe bestsellery, czyli książki Browna, osiągnęły wyniki trudne do pobicia. „Anioły i demony” sprzedały się w 540 tys. egzemplarzy, „Kod Leonarda da Vinci” w 900 tys., a „Zaginiony symbol” – 390 tys. egzemplarzy.
„Bez autorów wydawanie książek byłoby znacznie łatwiejsze” – wzdycha Jonas Faukman, czyli wydawca Roberta Langdona, głównego bohatera powieści Dana Browna. Sonia Draga też wzdycha, kiedy mówi o polskich pisarzach. – Większości naszych debiutantów brakuje nie tylko umiejętności, lecz także pokory. Są przekonani, że napisali skończone dzieło, i nie przyjmują krytyki. Dlatego łatwiej i przyjemniej wydaje się zagranicznych autorów – dodaje wydawca. – Nadal kieruję się głównie własnym gustem. I dlatego choć ominęła mnie seria Stephenie Meyer „Zmierzch”, nie żałuję. Po prostu tych romansów o wampirach nie czułam. Za to zazdroszczę wydawnictwu Czarna Owca Stiega Larssona – opowiada, śmiejąc się. – Ale pewnie nie jestem w tym odczuciu odosobniona – dodaje.
– Wybór oferty jest zawsze decyzją wydawcy. Nie wszystkim musi się podobać to, co wydaje Sonia Draga. Choć oferta jej wydawnictwa coraz bardziej się różnicuje. Za jedno warto ją jednak pochwalić: jest twarda. Kiedy okazało się, że rok temu jej dystrybutor, Firma Księgarska Jacka Olesiejuka, najnowszego Browna dostarczyła do sieci sklepów Biedronka i Carrefour, gdzie jest sprzedawany poniżej ceny z okładki, nie bała się im postawić – opowiada Tenderenda-Ożóg. FKJO to jedna z największych firm zajmujących się dystrybucją książek między wydawcami a księgarniami. Przez lata miała umowę z Sonią Dragą na wyłączność, więc kiedy Draga wysłała ostry list do mediów, odżegnując się od sprzedawania jej książek poniżej ceny i zapowiedziała wyciągnięcie konsekwencji prawnych wobec winnych, zaskoczyła wszystkich.
– Wiele osób z rynku nie wierzyło, że jej się uda, i po cichu liczyło na to, że zaliczy wpadkę i polegnie w starciu z Jackiem Olesiejukiem. Jednak wywalczyła swoje – mówi Tenderenda-Ożóg. Dziś wydawnictwo ma podpisane umowy z kilkoma dystrybutorami zarówno większymi, jak i mniejszymi. – Może i Draga wygląda jak delikatna blondynka, ale łatwo się nie poddaje. W końcu zaczynała od męskiego świata samochodów – śmieje się ekspertka.
Finansowa kondycja wydawnictwa Sonia Draga poprawia się z roku na rok. W 2010 r. przychody wyniosły 10,5 mln złotych i były aż o 30 proc. większe niż przed dwoma laty