"Początek piątkowej sesji na warszawskim parkiecie nie zapowiadał nic dobrego dla posiadaczy akcji. I większość posiadaczy akcji największych spółek niczego dobrego nie zobaczyła. Walory jedynie pięciu uczestników WIG20 szły w górę, a indeksowi udało się odrobić początkową stratę, sięgającą 0,65 proc. głównie dzięki jednej spółce. Tym razem były to papiery Lotosu, szybujące chwilami nawet o ponad 8 proc. po tym, jak prezes spółki zapowiedział, że w tym roku może ona wypracować miliard złotych zysku. Zastrzegając przy tym, że nie może tego zagwarantować" – poinformował analityk Open Finanse Roman Przasnyski.

Według niego, rynek jednak tę deklarację podchwycił, widząc w tym ostatnią deskę ratunku przed spadkiem indeksu blue chipów poniżej 2.700 punktów, i przed południem zagrożenie to oddalił z 30 punktową nawiązką. Dla losów dzisiejszej sesji rozstrzygające znaczenie miały mieć dane o tempie wzrostu amerykańskiej gospodarki w ostatnich trzech miesiącach ubiegłego roku. Ich publikacja jednak rynkami nie wstrząsnęła, choć okazało się, że są rozczarowujące. PKB wzrósł o 3,2 proc, podczas gdy spodziewano się zwyżki 3,5 proc. To jednak i tak postęp wobec 2,6-proc. wzrostu w trzecim kwartale 2010 r. „Amerykanom początkowo wystarczyło i to, by kontynuować zwyżkę. W pierwszych minutach handlu na Wall Street indeksy nieznacznie szły w górę. W Europie jednak humorów to nie poprawiło. Nie poprawił ich także lepszy niż się spodziewano odczyt indeksu nastrojów konsumentów. W efekcie w końcówce sesji nieco mocniej przycisnęły niedźwiedzie. Po dwóch godzinach notowań S&P500 zniżkował o 0,9 proc." – podsumował Przasnyski.

Zniżki dotknęły też indeks WIG20, który spadał od ok. 16., stracił blisko 30 punktów i znalazł się na chwilę nawet poniżej poziomu 2.700 pkt, który okazał się jednak skutecznym wsparciem i nie został trwale przebity. Ostatecznie w piątek WIG20 spadł o 0,74 proc. do poziomu 2.704,92 pkt, a WIG o 0,65 proc. do 47.223,01 pkt. Obroty wyniosły 868 mln zł.