Ten pomysł jest jak inwazja Hitlera na Polskę. Zabije ducha przedsiębiorczości, a to on decyduje o naszej sile i bogactwie – mówił Stephen Schwarzman w sierpniu ubiegłego roku, oceniając forsowany przez Biały Dom plan podniesienia podatków od funduszy inwestycyjnych.
Szef jednego z największych, Blackstone Group, któremu udało się zarobić w ciągu jednego roku prawie 400 mln dol., nie ma dobrego zdania o inicjatywach Baracka Obamy mających wyrwać USA z gospodarczego marazmu. Dlatego postanowił wziąć sprawy we własne ręce: założył fundację, która – przy współpracy z uczelniami – ma wspierać rozwój przedsiębiorczości wśród młodych Amerykanów.
– Mocno wierzę w siłę przedsiębiorczości, która może wnieść ogromny wkład w odrodzenie gospodarki. Jednak ważne jest, by młodzi biznesmeni czuli wsparcie oraz zachętę do dalszego wysiłku. By nie zawrócili z drogi wiodącej ku sukcesowi – mówił Schwarzman, gdy rok temu uruchamiał Blackstone Charitable Foundation (BCF). Zobowiązał się wówczas do przekazania jej co najmniej 50 mln dol. w ciągu najbliższych pięciu lat.

Sposób na dziewczyny

Reklama
Za część tych pieniędzy BCF już uruchomiła dwa programy w Detroit, dawnej stolicy przemysłu motoryzacyjnego Ameryki. Po bankructwie dwóch filarów wielkiej trójki – General Motors i Chryslera – oraz zapaści Forda z miasta kwitnącego zamieniło się ono w pustynię. W ramach „Blackstone LaunchPad” studenci, absolwenci, a nawet uczniowie liceów, którzy mają pomysł na biznes, a nie wiedzą, jak zacząć, gdyż brakuje im wiedzy lub gubią się w gąszczu przepisów, mogą liczyć na profesjonalne konsultacje, pomoc w przygotowaniu biznesplanu czy otrzymanie niezbędnych narzędzi, np. programów komputerowych. Podobny program działa już w Miami: tam udało się pomóc w otworzeniu 45 niewielkich firm, który dały miejsca pracy 102 osobom.

>>> Czytaj też: General Motors, Ford oraz Chrysler – różne drogi wyjścia z kryzysu

Tylko w ciągu trzech miesięcy do biur BCF w Detroit zgłosiło się po poradę tysiąc osób. – Nasz projekt może odegrać ważną rolę w gospodarczym odrodzeniu tych regionów kraju, które najbardziej ucierpiały w wyniku kryzysu. Jest dla mnie jasne, że wypełniamy lukę w działaniach rządu federalnego – podsumował Schwarzman pierwsze osiągnięcia fundacji. Możliwości kryjące się w „Blackstone LaunchPad” dojrzał w końcu Biały Dom, któremu nie udaje się zbić bezrobocia wciąż oscylującego w granicach 10 proc. Obama nie tylko przełknął porównanie do Hitlera, ale na dodatek pierwszy wyciągnął rękę do szefa Blackstone Group z propozycją współpracy w ramach programu StartUp America. To autorski pomysł amerykańskiego prezydenta na ożywienie rejonów USA najbardziej dotkniętych bezrobociem. Przy wsparciu Waszyngtonu kolejne LaunchPady zostaną uruchomione w pięciu kolejnych tzw. miastach bez przyszłości (nie podano jednak na razie gdzie).
Udział Schwarzmana w tym przedsięwzięciu gwarantuje, że pieniądze zostaną dobrze wydane. Zapisał się on w annałach amerykańskiego biznesu jako najlepiej zarabiający prezes w historii, bo jego inwestycje były ogromnie zyskowne. W roku fiskalnym 2006 każdego dnia działalności założonego przez niego funduszu na prywatne konto właściciela płynęło 1,09 mln dol. W sumie zarobił w ciągu roku 398,3 mln dol. Nie licząc premii oraz bonusów.
63-letni dziś syn właścicieli sklepu z galanterią chodził do szkół na przedmieściach Filadelfii. Potem dostał się do jednego z najbardziej prestiżowych uniwersytetów w USA, do należącego do tzw. Ivy League Yale (w bractwie studenckim Skull and Bones spotykał się z przyszłym prezydentem George’em W. Bushem). Był nerdem, czyli kujonem. Po latach przyznał, że z tego powodu miał wielkie trudności z poznawaniem dziewcząt. Ale po raz pierwszy błysnął wówczas pomysłowością: założył stowarzyszenie baletowe. Problem z dziewczętami został rozwiązany.
W 1969 r. ukończył Yale i zaczął studia na Harvard Business School. Ukończył je z tytułem menedżera cztery lata później. I błyskawicznie wsiąkł w dynamicznie rozwijający się rynek finansowy. Najpierw praca w nieistniejącym już banku inwestycyjnym Donaldson, Lufkin & Jenrette, potem przejście do Lehman Brothers. Tempo jego kariery było oszałamiające. W wieku zaledwie 31 lat został jednym z dyrektorów zarządzających, by wkrótce awansować na stanowisko szefa komórki odpowiadającej za przejęcia oraz fuzje dokonywane przez Lehman Brothers na całym świecie. Zyskał doświadczenie, które pozwoliło mu z powodzeniem kierować własnym funduszem inwestycyjnym.

Nowy król Wall Street

Schwarzman założył Blackstone Group wraz z Peterem Petersonem w 1985 r. – na rozruch przedsięwzięcia każdy z nich wyłożył z własnej kieszeni po 200 tys. dol. Dziś do czterech funduszy inwestycyjnych tworzących grupę, zajmujących się przejęciami i fuzjami, należy 87 firm, wartych w sumie 100 mld dol. To Blackstone przeprowadzał restrukturyzację potężnego koncernu energetycznego Enron, który zbankrutował w 2001 r. po ujawnieniu machlojek w rachunkowości, oraz firmy telekomunikacyjnej Global Crossing (po upadłości w 2002 r., dwa lata później wznowiła działalność).
W 2007 r. Schwarzman wprowadził firmę na giełdę. Debiut był wyjątkowo udany: w ciągu kilkunastu minut na sprzedaży części udziałów w Blackstone Group zarobił, bagatela, 684 mln dol., pozostawiając sobie pakiet o wartości wówczas 9,1 mld dol. W tym samym roku magazyn „Time” umieścił go na liście 100 najbardziej wpływowych ludzi świata (zajął 99. miejsce). Do Schwarzmana przylgnął tytuł nowego króla Wall Street.
Kryzysowe lata wcale nie są dla niego i dla Blackstone złe. Co prawda w 2008 r. na liście najbogatszych ludzi świata magazynu „Forbes” zajmował 145. miejsce (6,5 mld dol.), by rok później – w apogeum załamania gospodarczego – spaść na 261. lokatę (2,5 mld dol.). Ale już w ubiegłym udało mu się odrobić lwią część strat: wspiął się na 171. pozycję (4,7 mld dol.).
Stabilność finansowa ośmieliła Schwarzmana do pracy na rzecz dobra wspólnego. Na początku działał w sposób tradycyjny, jak wielu innych miliarderów: wspomagał instytucje publiczne w najbliższym otoczeniu. Ponieważ od lat mieszka w Nowym Jorku (za 37 mln dol. kupił apartament na Park Avenue), w marcu 2008 r. przekazał m.in. 100 mln dol. na rzecz rozbudowania Biblioteki Nowojorskiej. W podzięce jeden z budynków – stojący przy skrzyżowaniu Piątej Alei i 42. ulicy – został nazwany jego imieniem. Później został zaproszony do wejścia do rady nadzorczej waszyngtońskiego John F. Kennedy Center for the Performing Arts. Odwdzięczył się 10 mln dol.

>>> Czytaj też: Amerykańscy miliarderzy oddadzą połowę swojego majątku na cele charytatywne

Nie czekać na prezydenta

Jednak taki rodzaj dobroczynności, choć zyskał dzięki niemu prestiż i znajomości – gośćmi na jego 60. urodzinach byli m.in. były sekretarz stanu Colin Powell, burmistrz Nowego Jorku Michael Bloomberg, a śpiewał Rod Stewart (za występ zainkasował milion dolarów), nie do końca mu odpowiadał. – Schwarzman jest człowiekiem czynu: nie lubi rozdawać pieniędzy, ale inwestować. Gdy więc widzi, że sprawy idą źle, natychmiast chce zaradzić problemom. Tak właśnie było z pomysłem na Blackstone Charitable Foundation, którą zamierza pobudzić amerykańską przedsiębiorczość. Jako zdeklarowany republikanin jest zwolennikiem działania, nie czekania na efekty pracy rządu, które na dodatek są jak na razie znikome – mówi „DGP” Deborah McQuinn z uniwersytetu w San Francisco. – Ten facet nie jest w stanie usiedzieć w miejscu. I zawsze chce wygrywać – mówi o Schwarzmanie były prezes banku Bear Stearns James Cayne.
Sam Schwarzman deklaruje, że jeśli LaunchPady będą przynosić pozytywne efekty, jak w te w Miami czy w Detroit, BFC otrzyma od niego kolejne granty. – Bezrobocia nie zmniejszymy zasiłkami. W tej sytuacji wszystko zależy od kreatywności przedsiębiorców, którzy tworzą nowe miejsca pracy. Moja fundacja stara się im zapewnić takie warunki, by ich pomysły mogły wręcz eksplodować. Bo nasza przyszłość zależy od nowej generacji biznesmenów – podkreśla Schwarzman. I podaje swój przykład: gdy w 1985 r. zakładał Blackstone Group, firma zatrudniała tylko dwie osoby (jego i Petersona). Dziś ma kilkuset pracowników i biura w największych miastach świata.