Niewielka firma Piotra Wojciechowskiego z Ożarowa Mazowieckiego, która projektuje i produkuje mobilne systemy łączności dla wojska, jest bardziej znana za granicą niż w Polsce. Urządzenia WB Electronics są tak dobre, że używa ich nawet armia amerykańska. Jeżeli WBE wygra rozpisany właśnie przez Finlandię przetarg na bezzałogowy samolot zwiadowczy, znajdzie się na samym szczycie. Udowodni, że firma z kapitałem na poziomie 200 mln zł i zatrudniająca 600 osób potrafi skutecznie rywalizować z amerykańskimi czy izraelskimi koncernami.

>>> Czytaj też: Bumar zbije fortunę na potężnym kontrakcie dla armii hinduskiej

Siłą napędową WB Electronics jest Piotr Wojciechowski. Po ukończeniu Politechniki Warszawskiej w latach 80. stanął przed dylematem: pracować za grosze na uczelni czy rozwijać biznes na własny rachunek. Wybrał drugie rozwiązanie i założył warsztat rzemieślniczy, w którym produkował aparaty słuchowe. Wymagało to nie tylko dużej wiedzy, ale też zaawansowanej technologii. Lecz dla prezesa WBE to był tylko poligon doświadczalny, preludium do poważniejszego biznesu. Z wojskiem.

>>> Polecamy: Amerykanie rozczarowani: Hindusi wolą europejskie samoloty

Reklama
Zaczęło się od UKART, kalkulatora dla artylerzystów do przeliczania danych potrzebnych do prowadzenia ognia. To był strzał w dziesiątkę. Potem przyszły kolejne projekty. Jeden z pierwszych na świecie komputerów PDA o nazwie PC 9600, który nie tylko można było trzymać wygodnie w dłoni, ale który był też odporny na upadki i zanurzenie w wodzie. O tym, jak dobry to produkt, świadczy to, że wojsko używa go z powodzeniem do tej pory, choć został skonstruowany na początku lat 90. Tak jak Topaz, czyli stworzony we współpracy z Wojskowym Instytutem Techniki Uzbrojenia program zautomatyzowanego zarządzania polem walki i dowodzenia dywizjonem artylerii. Ale największa furorę z gamy produktów WBE zrobił Fonet, czyli system łączności pokładowej dla pojazdów lądowych. Nie tylko daje pełne możliwości cyfrowej wymiany danych między poszczególnymi wozami, ale umożliwia także ich komunikację z dowództwem. Na dodatek zastępuje w pojazdach interkomy.

Wczoraj NATO, jutro Azja

Upadek komunizmu i natowskie aspiracje Polski ułatwiły WBE wejście na rynek. Modernizująca się armia potrzebowała nowoczesnego sprzętu, a krajowi dostawcy – jak Kasprzak – bankrutowali. Wojska często nie było stać na drogie zachodnie systemy walki czy łączności, a musiało je posiadać, jeśli mieliśmy zostać przyjęci do Paktu. Ożarowska firma wbiła się w niszę. – Jeżeli mamy rynkową próżnię, a potrafimy zrobić coś dobrze, po prostu trzeba to zrobić. Oto tajemnica sukcesu – mówi Wojciechowski. Tym, którzy chcieliby pójść ich śladem, doradza obserwację rynku. – Trzeba w porę wychwycić potrzeby klienta. Ten, kto zrobi to pierwszy, wygrywa – mówi.

>>> Zobacz również: Roboty na polu walki

Tak było z systemem Fonet. Dziś jest montowany we wszystkich nowych wozach bojowych Rosomak, ale już w 2003 r. po raz pierwszy wprawił w osłupienie możnych rynku zbrojeniowego. To mała polska firma, a nie BAE Systems czy Thales, wygrała przetarg na wyposażenie wozów walki radioelektronicznej w Szwecji. – Skandynawia to bardzo przyjemny obszar. Przepisy przetargowe są tam przyjazne i przejrzyste – mówi Wojciechowski. Nie ukrywa, że największy dreszczyk emocji budzi Azja, która obecnie wydaje najwięcej na uzbrojenie. Tyle że do takich krajów jak Indie czy Malezja bardzo trudno wejść. Ale gdy się już uda, do wzięcia jest prawdziwa góra pieniędzy. Być może wkrótce dobierze się do niej i WBE, a drogę do armii indyjskiej otworzy mu – tak jak przed laty w Szwecji – Fonet. Do otwarcia szampana z radości brakuje tylko zakończenia procedur odwoławczych w trwającym przetargu. Jeżeli zarzuty konkurentów zostaną oddalone, ożarowska firma po raz kolejny utrze nosa wielkim.

Pionier prywatyzacji zbrojeniówki

O mały włos Wojciechowski zostałby nie inżynierem, lecz historykiem. Chciał zdawać na historię, ostatecznie wybrał jednak elektronikę na Politechnice Warszawskiej z powodu – jak mówi – nie najlepszych wyników z języka polskiego. Historia do dziś jest jego konikiem. Tak jak kręgle, w które gra na poziomie ligowym.
Jego wzorem, pod względem kariery, jest Alfred Nobel. – Był genialnym wynalazcą, następnie biznesmenem, który okazał się też wielkim człowiekiem – mówi. W biznesowych poczynaniach Nobla i Wojciechowskiego można odkryć pewną analogię. Gdy Szwed odkrył dynamit, wiedział, że temu wynalazkowi czegoś brakuje. Dlatego dołączył do niego detonator i zapalnik. Detonatorem i zapalnikiem WBE mają być kupiony od państwa producent radiostacji Radmor z Gdyni oraz bezzałogowy samolot FlyEye skonstruowany w przejętej spółce Flytronic z Gliwic. Zakup akcji Radmoru zaskoczył wszystkich. – Po raz pierwszy krajowy podmiot sprywatyzował państwowy zakład zbrojeniowy – mówi Sławomir Kułakowski, prezes Polskiej Izby Producentów na rzecz Obronności Kraju. Co ciekawe, w przejęciu Radmoru WBE dodatkowo zobowiązało się do wniesienia nowej technologii.
– Nasza strategia oparta jest na współpracy z wszystkimi producentami krajowymi w tworzeniu nowych programów wojskowych – mówi Wojciechowski. Naturalnymi partnerami są Bumar, Huta Stalowa Wola i Wojskowe Zakłady Mechaniczne w Siemianowicach Śląskich. – Uważam, że dalszy rozwój, ale i przetrwanie polskiego przemysłu zależą od umiejętności szybkiej modernizacji oferty na podstawie krajowych rozwiązań technologicznych – podkreśla. Jest przekonany, że decydujący o zakupach rozumieją te uwarunkowania i wyjdą polskim firmom naprzeciw, uruchamiając nowe duże programy modernizacyjne oparte na polskim potencjale technologicznym.
– Na produkcję dla wojska musimy patrzeć nie tylko pod kątem rentowności, ale też tego, na co przeznaczamy dochody – mówi Wojciechowski. Dodaje, że w tym biznesie trzeba przeznaczać środki nie tylko na odtworzenie majątku, ale też na w rozwój. WB Electronics ta sztuka jak na razie się udaje. Firma zarabia rocznie ok. 18 mln zł, co daje rentowność w okolicach 20 proc. – Jeżeli spada poniżej tego poziomu, firma oczywiście przeżyje, ale dynamika rozwoju będzie malała. W elektronice cykl życia produktu to góra pięć lat, a rozwój jest tak szybki, że po tym czasie niemal wszystko trzeba projektować od nowa. Dlatego musimy stale reinwestować zysk – podkreśla Wojciechowski.
W innym wypadku firma po prostu wypadnie z gry. Alians z Radmorem ma dać większe szanse na międzynarodowych rynkach. – Wspólnie chcemy, by Polska miała własne rozwiązania w zakresie radiostacji IP i bezprzewodowych systemów szerokopasmowych – mówi Wojciechowski. Jeżeli ta sztuka się powiedzie, firma ugruntuje swoją pozycję w światowej czołówce, do której już ją wynosi bezzałogowy samolot zwiadowczo-patrolowy FlyEye.

Teraz Latające Oko

Konstrukcją z Gliwic, stworzoną rękami trzech absolwentów Wydziału Automatyki i Informatyki Politechniki Śląskiej, WB Electronics pisze kolejny rozdział swojej historii. Do tej pory to Izraelczycy oraz Amerykanie wiedli prym w budowie takich samolotów. Latające Oko zaliczane jest do klasy lekkich maszyn (waży 11 kg), da się je rozłożyć na części i spakować do dużego plecaka. – Potrafi lecieć po zaprogramowanej trasie, automatycznie śledzić obiekty w ruchu, poruszać się przed konwojem – opowiada z pasją Piotr Wojciechowski.
Wystarczy poczytać branżową prasę, by wiedzieć, że powstanie w naszym kraju samolotu bezzałogowego poważnie zaniepokoiło potentatów, którym wyrósł poważny konkurent. – Ci chłopcy mają pomysł na przyszłość i pokazują innym, że jak się chce i ma się pomysł, można odnieść sukces – mówi Sławomir Kułakowski.