Skąd się biorą miejsca pracy? Pomimo pewnej specyfiki rynek pracy podlega normalnym mechanizmom rynkowym. W gospodarce kapitalistycznej nową osobę zatrudnia się tylko wtedy, gdy jest to opłacalne z punktu widzenia firmy. Innymi słowy zysk wytworzony przez pracownika musi być większy niż koszty jego zatrudnienia. Przynajmniej tak to wygląda w mikroskali. Zgodnie z tą perspektywą w interesie pracownika leży podnoszenie kwalifikacji i zwiększanie wydajności, by stać się bardziej atrakcyjnym na rynku pracy.

>>> Polecamy: Rybiński: Skąd się bierze bogactwo

Warto jednak spojrzeć na rynek pracy z szerszej perspektywy. Derek Thompson na portalu TheAtlantic.com zauważa, że wzrost zatrudnienia jest wprost proporcjonalny do rozwoju ekonomicznego i odwrotnie proporcjonalny do przyrostu wydajności pracowników.

Dobrze obrazuje to proste równanie:

Reklama

wzrost zatrudnienia = wzrost PKB – wzrost wydajności pracy (produktywności)

Wynika z tego, że wzrost kwalifikacji zawodowych „psuje” rynek pracy. Powołując się na dane z USA Thompson zauważa, że liczba miejsc pracy zwiększyła się w służbie zdrowia, usługach osobistych oraz w sektorze hotelarsko-rozrywkowym. Poza służbą zdrowia (a trzeba pamiętać, że w szpitalach pracuje znacznie więcej personelu pomocniczego niż lekarzy) branże te nie kojarzą się z wysokimi kwalifikacjami. Z tych samych danych wynika, że największy spadek liczby miejsc pracy dotknął amerykański sektor przemysłowy, w którym najbardziej wzrosła wydajność pracy.

>>> Czytaj też: Zwlekanie z podniesieniem wieku emerytalnego rujnuje gospodarkę

Popyt a wydajność pracy

Oferty pracy pojawiają się w tych branżach, na których efekty zapotrzebowanie rośnie szybciej niż wydajność produkcji. Choć popyt na artykuły przemysłowe w USA od 1980 r. wzrastał średnio o ponad 3 proc. rocznie, to wydajność pracy zwiększała się o niemal 5 proc. W efekcie liczba miejsc pracy malała średnio o 1,6 proc. rocznie. Dla porównania w opiece zdrowotnej wydajność pracy spadała, a liczba miejsc pracy rosła o 3,5 proc. rocznie.

Co musi się stać w gospodarce, by powstały nowe miejsca pracy? Jako trzy główne stymulatory zatrudnienia Thompson wymienia.

  • Rosnący popyt na istniejące towary i usługi
  • Innowację, czyli kreowanie popytu na nowe dobra i usługi
  • Stabilny popyt w branżach o niskiej produktywności

„Wydajność pracy jest dobra dla Ameryki, ale nie dla amerykańskich pracowników” – stwierdza Thompson.

>>> Zobacz: Najbardziej innowacyjne gospodarki świata - ranking państw z największą liczbą patentów

Jakie perspektywy stoją przed polskim rynkiem pracy?

Od jakiegoś czasu mówi się, że w Polsce brakuje pracowników po kierunkach technicznych. Rząd opracował listę kierunków zamawianych, który ma zachęcić do podjęcia studiów inżynierskich. Studia techniczne promują również reklamy telewizyjne i akcje w stylu „Dziewczyny na politechniki.” Jednym z głównych argumentów jest perspektywa dobrej pracy. Czy tak jest w istocie?

Można powiedzieć, że Polska to nie USA i zapotrzebowanie przemysłu na kadry nie załamie się jeszcze przez jakiś czas. Zastanawiając się nad rozwojem zawodowym, warto jednak pamiętać, że postęp techniczny najszybciej eliminuje miejsca pracy właśnie w branży wytwórczej. Oczywiście nie wszyscy inżynierowie przestaną być potrzebni. Najlepsi znajdą zajęcie przy konstrukcji nowych wynalazków lub przy obsłudze coraz bardziej skomplikowanych urządzeń.

Znacznie większe zapotrzebowanie na pracowników zgłaszać będą jednak najprawdopodobniej sektory o niskiej produktywności, takie jak służba zdrowia i administracja. Przy ogólnym popycie na pracowników w lepszej sytuacji na pewno znajdą się osoby o odpowiednich kwalifikacjach. Może więc wybór studiów pod kątem pracy w administracji państwowej nie jest wcale irracjonalny. Urzędnik może zarobi mniej, ale za to się nie przepracuje i raczej go nie zwolnią.

>>> Czytaj też: Ponad 220 tys. absolwentów uczelni nie może znaleźć pracy

Z drugiej strony wydaje się, że w Polsce nie musimy narzekać na problemy z popytem wewnętrznym i na poziom zatrudnienia w branżach o niskiej wydajności. Brak innowacyjności polskiej gospodarki jawi się jako istotne zagrożenie dla przyszłych miejsc pracy. Istnieje szansa, że większa konkurencja na studiach technicznych przyczyni się do rozwoju polskiej nauki i technologii i w konsekwencji pomoże wszystkim pracownikom.

ikona lupy />
fot. Kurhan / ShutterStock