Ostatnia przemiana Boba Geldofa świadczy o zmieniającym się podejściu do Afryki i jej miejsca w świecie. Gwiazdor rocka, inicjator akcji Live Aid, po raz kolejny zbiera miliard dolarów na pomoc dla kontynentu, który był do tej pory przedstawiany przez niego jako wiecznie potrzebujący pomocy kaleka. Jednak tym razem pieniądze mają być przeznaczone nie na walkę z głodem, ale na rozwój inwestycji.
Zmiana w działaniu solisty Boomtown Rats idzie w parze z globalną oceną potencjału kontynentu. Wiele z 48 gospodarek Afryki subsaharyjskiej podnosi się z kryzysu szybciej niż reszta świata i region ten jest postrzegany jako miejsce, w którym można robić dobre interesy. – Jeśli Afryka poradzi sobie z zawirowaniami politycznymi, ma wystarczające zasoby, by spełnić pokładane w niej nadzieje – mówi Michael Turner, jeden z dyrektorów w brytyjskim funduszu inwestycyjnym Actis.
Impuls do inwestycji na kontynencie dały: liberalizacja rynku, lepsze zarządzanie finansami publicznymi i rosnący popyt ze strony Chin i Indii na surowce mineralne. Afryka dysponuje 10 proc. światowych zasobów ropy, 1/3 kobaltu, ma pod dostatkiem metali nieżelaznych, w RPA znajdują się największe na świecie złoża złota. Jednocześnie błyskawicznie rozwijają się bankowość i telekomunikacja. – W czasie kryzysu PKB kontynentu spadł do 2,9 proc., dziś wzrost wrócił do poziomu 5,5 – 6 proc. Jeśli spojrzymy na demografię oraz zasoby, Afryka to atrakcyjne miejsce do inwestowania – mówi Graham Stock z Insparo Asset Management, londyńskiego funduszu hedgingowego. Wydatki konsumpcyjne rosną ponaddwukrotnie szybciej niż w krajach rozwiniętych. – Firmy produkujące jedzenie, napoje, środki czystości czy obuwie nie powinny się dłużej zastanawiać nad tym, czy wchodzić na rynki tego regionu, ale kiedy i jak – twierdzi doradca marketingowy A.T. Kearney.
Nikt rozsądny nie twierdzi, że droga do bogactwa dla całej Afryki będzie łatwa. Ale nawet jej słabości mogą się stać atutem. – Jeśli chodzi o rozwój, moim zdaniem kontynent jest prawdopodobnie 30 lat za Chinami i 20 lat za Indiami. Myślę, że Chińczycy i Hindusi zaczną patrzeć na niektóre państwa Afryki jako miejsca, do których można przenieść produkcję, bo tu będzie tańsza niż u nich – mówi Michael Lalor z Ernst & Young.
Reklama

Liczby wciąż nie imponują

Na Światowym Forum Ekonomicznym o Afryce, które w maju odbyło się w Kapsztadzie, Maria Ramos, szefowa południowoafrykańskiego banku Absa, zauważyła, że jeszcze dekadę temu podobne spotkania skupiały się na pomocy i AIDS, a teraz mówi się o inwestycjach i wzroście gospodarczym. – Rozmowy koncentrują się na wskazywaniu przeszkód blokujących inwestycje czy na sposobach zwiększenia konkurencyjności – powiedziała. A niedawno szef bankowej grupy Barclays Bob Diamond opisał Afrykę jako najprawdopodobniej najbardziej ekscytującą okazję biznesową na świecie.
Afryka nadal nie przedstawia się zbyt imponująco w liczbach. Udział kontynentu w przepływie inwestycji bezpośrednich wynosi zaledwie ok. 5 proc. Według prognoz Banku Światowego w tym roku osiągną one poziom 40,8 mld dol. (w zeszłym 32 mld dol.). Ale zdaniem części analityków już za cztery lata liczba nowych konsumentów powinna dorównać dzisiejszej liczbie konsumentów w Brazylii, co przełoży się na wzrost konsumpcji.
– W zeszłym roku w naszym afrykańskim centrum biznesowym gościliśmy przedstawicieli ponad 100 firm, rozmawiając o ich strategii dalszego wzrostu. W każdym z poprzednich lat w najlepszym wypadku takich gości było 5, najwyżej 10 – mówi Michael Lalor z E&Y. Przyznaje jednak, że większość rozmów dotyczy raczej tego, co mogłoby być, niż tego, co już się dzieje. Bo niektóre podstawowe wskaźniki ekonomiczne pozostają niezmienne.
Udział Azji Wschodniej w światowym eksporcie wzrósł spektakularnie z 3,3 proc. w 1980 r. do 8 proc. w 1995 r., i 14 proc. w 2008 r. Udział Afryki subsaharyjskiej pozostał niezmienny – oscylując w przedziale 1,3 – 1,6 proc. Nie zmieniła się również struktura eksportu, w którym ciągle dominują surowce. Poruszenie wywołało niedawne oświadczenie Afrykańskiego Banku Rozwoju, w którym stwierdzono, że już jeden z trzech Afrykańczyków należy do klasy średniej. Ale zaliczano do niej również ludzi wydających dziennie 2 – 4 dol. – ich raczej nie stać na kupno samochodu czy lodówki. W raporcie ABR dodano drobnym druczkiem, że jeśli wyłączyć tę „część dryfującą”, która w każdej chwili może ponownie wpaść w biedę, udział klasy średniej w społeczeństwach afrykańskich nadal wynosi 13,8 proc. To poniżej poziomu z 1980 r.
Ostatni roczny przegląd sporządzony przez Africa Progress Panel, któremu przewodzi były szef ONZ Kofi Annan, zaczyna się od trzeźwiącego stwierdzenia, że „na kontynencie nadal współistnieją postęp, stagnacja i rozczarowujący spadek”.

Otwarcie firmy w 213 dni

Dambisa Moyo, ekonomista z Zambii, zwraca uwagę na to, że wiele afrykańskich państw nadal nie podejmuje działań na rzecz promowania inwestycji. Podaje przykład: zarejestrowanie i otwarcie firmy w Rwandzie zajmuje tylko 3 dni, w Gwinei – 213. – Rządy odpowiadają za zapewnienie dóbr publicznych, stworzenie otoczenia polityczno-prawnego zachęcającego ludzi do inwestowania oraz stworzenie takiego systemu przepisów, który zniechęcałby do popełniania nadużyć. Chiny oraz inne państwa rozwijające się potrafiły zapewnić te trzy rzeczy. Jeśli spojrzymy na Afrykę, tego nadal nie ma – podkreśla.
Wejście na rynek też nie jest łatwe. Słaba infrastruktura, mimo przyśpieszającego programu budowy dróg i linii kolejowych, w wielu miejscach realizowanego przez Chińczyków, pozostaje hamulcem wzrostu. Poza tym rynki są podzielone, a ryzyko ciężkie do oszacowania. – Jeśli ktoś chce włożyć kapitał w konkretne przedsięwzięcia, bardzo ciężko jest się zorientować w różnych politycznych reżimach i politycznej niestabilności. Można entuzjastycznie mówić o potencjalnym miliardzie konsumentów, ale spróbujcie w rzeczywistości uzyskać do nich dostęp. Przekonacie się, że to nie takie proste – mówi Chris Derksen z firmy Investec Asset Management w RPA.
ikona lupy />
Afryka w punkcie zwrotnym? / DGP