Od maja 2010 roku rząd Zapatero radził sobie wobec wyzwań, jakie stanęły przed strefą euro. Ostatnio jednak pokazał, że nie wszystko układa się dobrze. Premier z niskim poparciem społecznym oświadczył w kwietniu, że nie oczekuje ponownego wyboru na to stanowisko. W maju socjaliści zostali pobici w wyborach lokalnych. Rząd nie miał wymaganej większości i mógłby mieć problem z uchwaleniem budżetu na 2012 rok.

W nadchodzącej kampanii zarówno partia socjalistyczna jak i konserwatywna będą musiały szczerze mówić o konieczności wprowadzenia reform. Z powodu niepewnej sytuacji finansów publicznych, stopa zwrotu z hiszpańskich dziesięcioletnich obligacji wzrosła w ubiegłym tygodniu o więcej niż 6 procent. Premia, której inwestorzy oczekują za trzymanie hiszpańskiego długu, wzrosła o 3,5 punktu procentowego.

Wiele winy spoczywa na barkach polityków strefy euro. Wciąż nie znaleźli skutecznego rozwiązania problemu greckiego zadłużenia. Ponieważ nie udało im się stworzyć warunków dla finansowej stabilizacji Europy, teraz problem zaczyna się pojawiać w Hiszpanii. Oczywiście nie zwalnia to hiszpańskiego rządu z odpowiedzialności za przeprowadzenie koniecznych reform.

Reklama

>>> Czytaj też: Brak porozumienia w USA przekłada się na zły sentyment na giełdach światowych

Zapatero zasługuje na uznanie za wprowadzenie zaległych zmian w hiszpańskim sektorze finansowym i na rynku pracy. Odważny program miał na celu redukcję deficytu z 11 procent PKB w 2009 roku do 3 procent w 2013. Ale potrzeba wciąż więcej. Banki muszą pokazać, że nie ukrywają więcej strat w nieruchomościach. Rząd musi się także upewnić, że najsilniejsze gospodarczo regiony kontrolują swoje wydatki. Hiszpania może wyjść na prostą, ale jeszcze nie teraz.

ikona lupy />
Elena Salgado, minister finansów w rządzie premiera Jose Luisa Zapatero, podczas wystąpienia na szczycie UE. / Bloomberg