Zaledwie piętnaście minut od rozejścia się pogłoski niemiecki indeks DAX spadł o 4 proc., a euro straciło ok. 1 proc. względem dolara. Były to wynik odpływu kapitału do bezpieczniejszych inwestycji, m.in. niemieckich obligacji.

Bez wątpienia plotka była kompletnie niedorzeczna. Nie tylko nie ma żadnych powodów do obniżki ratingu – Niemcy, w odróżnieniu od Amerykanów i Japończyków są zdeterminowani by utrzymać wysoką jakość finansów publicznych – lecz również agencje ratingowe nie wykonują pochopnych ruchów gdy w grę wchodzi stabilność globalnych rynków finansowych. Standard & Poor’s przez kilka miesięcy przygotowywał rynki na obniżkę ratingu USA, zanim wprowadził decyzję w życie. Dało to również szansę administracji USA na naprawę finansów publicznych.

Bez wątpienia, fałszywe pogłoski nieustannie krążą na rynkach finansowych. Jednak organy regulujące powinny dokładnie zbadać źródło tej plotki. Jeśli pochodziła ona ze rozgrzanych głów przepracowanych stażystów, wówczas wystarczy tylko przestroga przed zbyt niefrasobliwymi rozmowami. Ale jeśli, powiedzmy, za pogłoską stoi krótkoterminowy fundusz hedgingowy na niemieckie giełdy, wtedy może to być przykład przestępczego manipulowania rynkiem.

>>> Czytaj też: Insider trading. Na Wall Street rekiny grają znaczonymi kartami

Reklama

Albo i nie. Jest jeszcze jeden dobry argument, że każdy inwestor wystarczająco głupi by uwierzyć w tak absurdalną historię, zasłużył na utratę swoich pieniędzy. Regulatorzy rynków finansowych są zobowiązani do ochrony inwestorów przed własną naiwnością, ale tylko do pewnych granic.

Inwestorzy mogą jednak wyciągnąć naukę z tego przykrego zdarzenia. Niezależnie od tego, czy całą sprawę uznać za nielogiczną, nielegalną, czy po prostu niedorzeczną, ukazuje ona, że – przynajmniej w tej chwili – rynkiem wciąż rządzi strach.

>>> Polecamy: Chciwość i strach kręcą światem i napędzają rynki