Grecki parlament debatował wczoraj nad pakietem cięć i nowych podatków, które łącznie powinny ograniczyć deficyt budżetowy kraju o 29 mld euro w ciągu 5 lat. Od przyjęcia tych rozwiązań Unia Europejska uzależniła zatwierdzenie kolejnej transzy pomocy dla Aten wartej 8 mld euro.

Jak pisała wczoraj agencja DPA, Grecja pieniądze dostanie. Nie zmienia to faktu, że kolejny program oszczędnościowy ma wielkie szanse pozostania jedynie na papierze. Tak samo, jak poprzednie. Obietnice złożone przez greckie władze w maju 2010 roku w zamian za wartą łącznie 110 mld euro pomoc nie zostały wypełnione do dziś. Zamiast zredukowania deficytu budżetowego do 7,6 proc. PKB w tym roku grecki rząd zmniejszy – w najlepszym przypadku – dziurę w finansach publicznych do 8,5 proc. PKB.

>>> Czytaj też: Na nic gniew Greków. Cięcia płac i podwyżki podatków zatwierdzone

Premier Georgios Papandreu już teraz zapowiada, że także w przyszłym roku dziura w budżecie będzie większa niż uzgodnione z Brukselą 6,5 proc. PKB, i wyniesie przynajmniej 6,8 proc. Jednym z powodów gorszych wyników finansowych jest o wiele większa, niż zakładano, skala załamania greckiej gospodarki. W tym roku PKB skurczy się o 5,5 proc., a w roku przyszłym o kolejne 2,5 proc. (zamiast zakładanych 0,6 proc.).

Jednak w wywiadzie dla BBC laureat Nagrody Nobla z ekonomii Joseph Stiglitz wskazuje, że drugim powodem porażki planu jest niewydolność systemu fiskalnego kraju i jego administracji. Szczególnie wątpliwy jest plan uzyskania do 2015 roku przez skarb państwa 50 mld euro dochodów z prywatyzacji. Do tej pory greckim władzom udało się bowiem przeprowadzić tylko jedną poważną transakcję: sprzedaż 10 procent akcji operator Hellenic Telekom Deutsche Telekom za 400 mln euro. Inne blokują między innymi: nieuregulowany status własności, związki zawodowe oraz obawa inwestorów przed angażowaniem pieniędzy w tak niestabilny kraj, jak Grecja.

>>> Czytaj też: Mimo wielu zastrzeżeń, Grecja może liczyć na kolejną transzę kredytu

Niewielkie są także szanse na pozyskanie zakładanych środków z nowego podatku od luksusowych produktów oraz ograniczenie w tym roku zatrudnienia w administracji o planowane 40 tys. osób. W przeprowadzonym niedawno śledztwie dziennikarskim greckich urzędów skarbowych tygodnik „Der Spiegel” pokazał, że po obniżce pensji o 20 proc. urzędnicy skarbowi niemal całkowicie zaniechali przeprowadzenia kontroli deklaracji podatników. Z kolei greckie urzędy odmawiają podawania listy osób, które ich zdaniem powinny zostać zwolnione.

W oczekiwaniu na głosowanie wczoraj drugi dzień z rzędu setki tysięcy Greków wyszły na ulice głównych miast kraju, protestując przeciwko planowanym cięciom. I tym razem nie obyło się bez przemocy: w Salonikach zniszczono kilkadziesiąt sklepów, a w Atenach ucierpiały fasady niektórych budynków publicznych.