>>> Czytaj też: Problem Europy to "brak woli politycznej", a nie "trudności techniczne"
FT: Technokraci u steru to dobry pomysł na kryzys
Technokratyczni premierzy Grecji i Włoch wywołali sporo obaw. Zdaniem niektórych krytyków fakt, że Lukas Papademos i Mario Monti nie zdobyli swych stanowisk w wyborach, jest potwierdzeniem elitarnego i niedemokratycznego charakteru wspólnoty europejskiej.
Niewykluczone. Jednak technokraci mają coś, co przemawia za nimi w czasach kryzysu finansowego. Jest to dobre przygotowanie gospodarcze – wykresy notowań giełdowych i instrumenty oparte na długu to ich codzienność. Rozumieją mechanizmy rządzące innymi krajami i ich gospodarkami. W ich gabinetach nie padną raczej sugestie dotyczące łapówek. Nie dojdzie tam też do dwuznacznych zachowań wobec sekretarek i asystentek. Ponieważ nie liczą na długotrwałą karierę polityczną, nie powinni mieć problemów z podejmowaniem trudnych decyzji.
Europejscy technokraci są ekonomistami, którzy uczyli się w Stanach Zjednoczonych. Zajmują wysokie pozycje w machinie biurokratycznej Unii Europejskiej. Monti pracował dla Goldman Sachs, jednego z największych banków inwestycyjnych na świecie.
Reklama
Jednak jest też inna strona medalu. Europa radykalizuje się. Wprawdzie nie ma jak dotąd partii skrajnie prawicowej czy skrajnie lewicowej, która mogłaby być bliska zdobycia władzy w wyborach. Jednak ignorowanie populistów czy ekstremistów byłoby błędem. Ruchy te są już bowiem na tyle silne, by móc wpływać na przebieg debaty, jaka toczy się w UE. Główni politycy w krajach takich jak Finlandia, Holandia czy Słowacja twierdzą, że po uruchomieniu pakietu pomocowego dla Grecji najprawdopodobniej nie będą głosować na rzecz kolejnych pakietów kredytowych dla Włoch – w obawie, że ich wyborcy zbuntują się i zwrócą ku ugrupowaniom o skrajnych poglądach politycznych. We Francji dyskusje na temat imigracji i polityki gospodarczej już przybrały prawicowy charakter pod wpływem polityków z Frontu Narodowego.
Na wszystkie te wydarzenia nakłada się zła sytuacja gospodarcza – zła, lecz jeszcze nie katastrofalna. Proszę sobie wyobrazić, jak wyglądałby pejzaż polityczny Europy, gdyby zaczęły padać banki, ludzie traciliby oszczędności i pracę, a wokół szalałaby kolejna głęboka recesja. Wówczas wyborcy byliby wystarczająco zrozpaczeni i rozczarowani, by zacząć masowo zwracać się ku partiom ekstremistycznym.
Bardzo dużo zależy więc od tego, czy technokratom uda się doprowadzić do stabilizacji narodowych gospodarek, uspokojenia rynków obligacji, zapobieżenia kolejnemu kryzysowi finansowemu i rozbicia strefy euro. Kłopot w tym, że choć panowie Monti i Papademos czy Mario Draghi na stanowisku szefa EBC są zręcznymi fachowcami, nie mogą dokonać cudu. Istnieje niebezpieczeństwo, że sytuacja w Europie zaszła już za daleko, by nawet najbardziej nieugięci i błyskotliwi technokraci mogli odwrócić niekorzystny bieg wydarzeń.
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Komentarze(0)
Pokaż: