W książce „Chiny światowym hegemonem? Imperializm ekonomiczny Państwa Środka” dwaj francuscy ekonomiści Antoine Brunet i Jean-Paul Guichard kreślą naprawdę przerażającą wizję przyszłości. Przynajmniej dla nas – ludzi żyjących na tym małym półwyspie na drugim końcu Azji, jak był łaskaw nazwać kiedyś Europę przewodniczący Mao. Nieszczęście zaczęło się jeszcze w latach 70., gdy Państwo Środka zainicjowało strategię rozwoju ekonomicznego opartą na bezkompromisowym merkantylizmie, czyli przekonaniu, że źródłem bogactwa jest handel. Ale uwaga, tylko taki, w którym wpływy z eksportu przekraczają wydatki na import. Chińczycy merkantylizmu oczywiście nie wymyślili. Robią po prostu dokładnie to, co wszyscy gospodarczy hegemoni (lub pretendenci do tego tytułu) w nowożytnej historii świata. I tak samo jak oni są gotowi iść do celu po trupach. Tak jak Brytyjczycy w XVIII i XIX wieku krwawo kolonizujący najdalsze zakątki świata w celu uzyskania dostępu do surowców i zapewnienia sobie panowania na morzach. Albo Amerykanie niewahający się niszczyć i destabilizować (a w razie potrzeby również najeżdżać) swoich latynoskich sąsiadów w XX wieku. Czy kajzerowscy i hitlerowscy Niemcy, regularnie gwałcący Europę kontynentalną.
Chiny na razie jeszcze się miarkują. Używają tylko przemocy ekonomicznej: sztucznie zaniżając kurs juana, fałszując statystyki (chcą uchodzić w oczach Zachodu za biedny, zacofany i dlatego niegroźny kraj) i celowo destabilizując zachodnie gospodarki przed kryzysem 2008 r., by jeszcze bardziej wpadały w ich wierzycielskie sidła. „Z jednej strony chodzi im o to, aby pogłębiać dystans między rozwojem krajów G7 i Chin dzięki handlowi zagranicznemu, a z drugiej strony »obalić« dolara i sprawić, by w roku 2025 Szanghaj mógł zastąpić Londyn i Nowy Jork i stać się jedynym wielkim centrum światowych finansów, z juanem zastępującym dolara jako globalną walutą” – piszą Brunet i Guichard.
To nie koniec. Zamiary Pekinu – zdaniem autorów – nie kończą się na gospodarce. Opisują więc, jak Chiny oplatają świat systemem sojuszy, a nawet skonstruowały jedyny w swoim rodzaju sprzęt wojskowy oraz wykorzystują przepływy migracyjne dla tworzenia za granicą chińskiej piątej kolumny. „Czy przyszłe pokolenia Europy i Ameryki będą zmuszone błagać o pracę w Azji na przyjętych tam warunkach płacowych, czy też będą skazane na wegetowanie w biedzie w swoich macierzystych krajach?” – biją na alarm autorzy.
Reklama
Czy to wszystko prawda? Może nie będzie aż tak źle? – pyta z kolei czytelnik, któremu w trakcie lektury tej (literacko bardzo dobrej) książki włosy na głowie stają dęba. Jest na to cień szansy. Brunet i Guichard budują bowiem swoją konstrukcję myślową tylko z klocków, które im pasują, odrzucając te inne, przeczące tezie. Mało miejsca poświęcają wewnętrznym sprzecznościom tkwiącym w hybrydowym systemie ekonomicznym (korupcja, nierówności społeczne, ukrywane bańki spekulacyjne, bomba ekologiczna), nie doceniają też dynamiki, jakiej podlega chińskie społeczeństwo (kryzys demograficzny czy presja nowej klasy średniej na więcej przywilejów i wolności). Bez tych obrazków chiński smok jest, owszem, bardziej zębaty, ale chyba mniej prawdziwy. Ale z drugiej strony – może te argumenty to tylko reakcja obronna ludzi Zachodu odmawiających przyjęcia do wiadomości prawdy o zmieniającym się świecie.
ikona lupy />
Antoine Brunet, Jean-Paul Guichard, „Chiny światowym hegemonem? Imperializm ekonomiczny Państwa Środka”. Studio Emka, Warszawa 2011 / DGP