Pomimo że jest to już siedemnaste spotkanie (tak, siedemnaste!) i stawki wzrosły, nadal nie ma Wielkiego Planu. Nowy termin ostateczny przypada teraz w marcu, gdy Włochy i Hiszpania będą się starały zebrać 300–500 mld euro na refinansowanie swojego zadłużenia.

>>> Czytaj też: Niemcy i Polska jadą na jednym wózku - zbyt wiele stracą, jeśli euro upadnie

Byłoby sporym zaskoczeniem, gdyby wyniki szczytu wiązały się ze wzrostem apetytu na ryzyko. Należy jednak docenić wysiłki na rzecz wykorzystania Międzynarodowego Funduszu Walutowego, co jest dość śliską drogą w porównaniu z dążeniem do modyfikacji traktatu UE. Jako pozytyw należy odnotować nałożenie hamulców na zadłużenie UE, z tym, że one już istnieją w postaci „paktu stabilności i wzrostu”, który nigdy dotąd nie był przestrzegany.

>>> Polecamy: "Grecja na pewno opuści eurostrefę. Za pół roku upadną Włochy"

Reklama

Najgorszym wynikiem tego szczytu jest publiczne skarcenie premiera Wielkiej Brytanii p. Camerona. Nie zdziwiłbym się zbytnio, gdyby skłoniło ono Brytyjczyków do wznowienia dyskusji w sprawie referendum dotyczącego UE – takie postępowanie może doprowadzić do zdecydowanego „nie” i może w końcu przyczynić się do opuszczenia UE przez Wielką Brytanię. Szanse na to, że kraj ten rzeczywiście opuści UE przed Grecją już teraz są całkiem spore!

>>> Zobacz też: Nasz rating kredytowy w ciągu roku może pójść w górę

Strefa euro w porównaniu z UE-27 również osiągnęła historyczne minimum solidarności i zgody (zwróćcie uwagę, że Szwecja, Węgry, Czechy i Wielka Brytania postanowiły się na razie nie angażować.) Inwestorzy najprawdopodobniej nagrodzą kraje, które nie idą naprzód, ponieważ projekt UE – niestety ze względu na bezczynność polityków – traci wiarygodność po każdym kolejnym szczycie. Wszyscy koncentrują się na przetrwaniu od jednego spotkania do następnego, ale w końcu liderzy przegrają tę bitwę, nawet pomimo tego że nadal walczą o zwycięstwo.

Nie ma już ani lepszych, ani gorszych rozwiązań problemu kryzysu zadłużenia UE. Mamy do czynienia z wyborem spośród wyjątkowo negatywnych opcji, z których większość pogarsza sytuację zamiast ją polepszać. Europa ma problem z wypłacalnością, ale każdy kolejny szczyt UE prowadzi do zwiększenia płynności, z którą trzeba sobie poradzić, tj. w celu wyjścia z długów zaciągane są jeszcze większe długi. Spodziewam się „konklawe” w 2012 roku – mam na myśli to, że po poważnym spadku na giełdzie UE zamknie rynki papierów wartościowych na tydzień lub dwa i określi, kto przetrwa, za jaką cenę i ile wyniosą straty.

Czas ucieka i koszt bezczynności rośnie. Rok 2012 będzie nowym dołkiem w europejskiej polityce, europejskim wzroście i na europejskich rynkach, ale będzie zapewne również i czasem „resetowania” – tak, by Europa i reszta świata mogła zrezygnować z bezgranicznej wiary w pieniądz fiducjarny i płynność za wszelką cenę, skupiając się zamiast tego na przetrwaniu, miejscach pracy i optymizmie.

Podsumowując, obecnie trzeba się skoncentrować na poprawie wypłacalności, wypracowaniu porozumienia trójstronnego (związki zawodowe, rządy, pracownicy) dotyczącego sposobu poprawy wydajności, przeprowadzeniu wewnętrznej dewaluacji kosztów (pensji) i zachowaniu równowagi społecznej.

ikona lupy />
Steen Jakobsen, główny ekonomista Saxo Bank. / Media