W sobotę prezydent USA Barack Obama podpisał ustawę, która rozciąga sankcje na wszystkie instytucje finansowe dokonujące transakcji z bankiem centralnym Iranu. A to właśnie za jego pośrednictwem zagraniczni importerzy płacą za irańską ropę.

>>> Czytaj też: Oto 54 kilometry, o które drży cały świat

– Sankcje zmuszą do wyboru pomiędzy kupowaniem irańskiej ropy a utrzymaniem łączności z amerykańskim systemem finansowym, który jest największy na świecie. Dla wielu instytucji zmienią one ocenę ryzyka – mówi Reutersowi Brian Katulis, ekspert od spraw bezpieczeństwa z Center for American Progress.

>>> Polecamy: Nieprzewidywalny Iran. Czy światu rzeczywiście grozi wojna? (analiza)

Reklama
Mimo że na zawieszenie kontaktów finansowych Amerykanie dali od dwóch do sześciu miesięcy okresu przejściowego, to widać już teraz, że sankcje odbiją się na irańskiej gospodarce. W poniedziałek kurs irańskiego riala spadł wobec dolara o 12 proc. – z 15 900 do 17 800 – zaś w ciągu ostatniego miesiąca ten spadek sięga już 40 proc. Ludzie ustawiają się w długich kolejkach i próbują wymienić riale na dolary, zanim irańska waluta jeszcze mocniej straci na wartości, ale dolarów nikt nie chce sprzedawać. Co do tego, że nastąpi dalsza deprecjacja, nie ma wątpliwości, bo dla Iranu – drugiego co do wielkości producenta ropy w OPEC – sektor naftowy to 60 proc. gospodarki. Wstrzymanie eksportu surowca to dla tego kraju gospodarcza katastrofa. Niektóre kraje już próbują wykorzystać tę sytuację. Chiny – największy importer irańskiej ropy – mimo iż sprzeciwiają się ONZ-owskim sankcjom przeciw Teheranowi, domagają się teraz obniżenia cen za kupowany surowiec.
Co więcej, ta gospodarcza katastrofa może nastąpić w bardzo newralgicznym dla irańskich władz momencie. Na początku marca planowane są wybory do parlamentu – pierwsze wybory od czasu reelekcji Mahmuda Ahmadineżada w 2009 r., której towarzyszyły wielomiesięczne, krwawo tłumione protesty. Jeśli do tego czasu zacznie w kraju brakować podstawowych produktów, łatwo będzie o nową falę niezadowolenia.
Ale sankcje mogą uderzyć nie tylko w Iran. Rosnące napięcie w regionie już powoduje wzrost cen ropy na giełdach, a to nieuchronnie grozi spowolnieniem wzrostu gospodarczego. Po drugie – dla kilku kluczowych amerykańskich sojuszników irańska ropa stanowi istotny punkt w bilansie energetycznym. Turcja z Iranu importuje 30 proc. zużywanej ropy, Indie – 11 proc., a niewiele mniej Japonia i Korea Południowa. Dlatego też amerykańskie sankcje zostawiają pewną furtkę. Prezydent może wyłączyć z nich instytucje, które znacząco ograniczyły handel z Iranem, lub jeśli jest to niezbędne dla amerykańskiego bezpieczeństwa albo stabilności na rynku.
Tymczasem podjęcie kroków rozważa Unia Europejska. Wczoraj francuski minister spraw zagranicznych Alain Juppe wezwał, by do końca stycznia przyjęła ona sankcje wzorowane na amerykańskich.
Wstrzymanie eksportu ropy to dla Iranu katastrofa