Yahoo! szukało nowego prezesa przez ponad cztery miesiące. Niewiele czołowych menedżerów było gotowych przenieść się do kalifornijskiego Sunnyvale i wziąć odpowiedzialność za los spółki, która najlepsze lata ma dawno za sobą. W końcu władzom portalu udało się skusić 54-letniego Scotta Thompsona. Jeszcze do minionego czwartku był szefem PayPala – firmy zarządzającej jednym z najpopularniejszych systemem internetowych płatności, a która od kilku lat należy do portalu aukcyjnego eBay.

Pożegnanie z Bartz

Na decyzję o przeniesieniu się do Yahoo! z pewnością wpływ miało wynegocjowane wynagrodzenie: podstawowa pensja waha się co prawda w granicach zaledwie ok. 2 mln dol. rocznie, ale – według nieoficjalnych informacji – bonusy, premie i akcje dają razem aż 27 mln dol. Z jednej strony to suma ogromna, z drugiej Scott Thompson będzie jednak zarabiał dużo mniej niż jego poprzedniczka na stanowisku prezesa portalu Carol Ann Bartz. W 2009 r. została najlepiej zarabiającym szefem firmy w Stanach Zjednoczonych – zainkasowała ponad 47,2 mln dol. Po raz pierwszy od 2000 r., od pęknięcia bańki dotcomowej, najlepiej opłacanym prezesem w Ameryce nie był bankowiec.
Reklama

>>> Czytaj też: Portal Google+ do końca 2012 roku może mieć 400 mln użytkowników

Jednak po początkowym sukcesie poległa i ona. Co prawda uzdrowiła finanse spółki, ale nie potrafiła zaproponować niczego nowego, co pomogłoby Yahoo! w starciu z rozwijającym się internetem społecznościowym. W efekcie nie przybywało reklam, nie rosły zyski. Portal nie tyle osuwał się w otchłań bankructwa, ile stał w miejscu i tracił dystans do rywali. We wrześniu 2011 r. zarząd firmy podziękował Bartz za współpracę. Rozstano się z nią w mało elegancki sposób: zwolniono ją przez telefon.

Chłodne przyjęcie

Teraz z tym samym wyzwaniem – znalezienia sposobu na zwiększeniu zysku, by mieć środki na gonienie Google’a oraz Facebooka – będzie musiał zmierzyć się Scott Thompson. Problem polega na tym, że ma on niewielkie doświadczenie w prowadzeniu firmy, której los zależy wyłącznie od pozyskania reklam. Po ukończeniu renomowanego prywatnego katolickiego Stonehill College (licencjat z księgowości i informatyki) pracował w funduszu inwestycyjnym Boston Global Investors (obecnie BlackRock), w którym odpowiadał za wdrażanie nowych technologii informatycznych. Potem przeszedł do Inovant, spółki zależnej od Visa Inc. Tu również został dyrektorem działu informatyki (CIO – chief information officer), w końcu nawet jej wiceszefem. W 2005 r. przeszedł do PayPala, w którym na początku – już tradycyjnie – był CIO, a potem prezesem spółki.
Amerykańska giełda chłodno przyjęła nominację Thompsona: po jej ogłoszeniu cena akcji Yahoo! spadła o 0,8 proc. To znak, że rynek ma wątpliwości, czy znany z koncyliacyjnego charakteru nowy prezes podoła nowemu zadaniu. A będzie ono wymagało trudnych decyzji, bo firma potrzebuje pieniędzy na rozwój. Czy Yahoo! ma sprzedać udziały w chińskim serwisie Alibaba.com? I czy utrzymywać dłużej regionalne wersje portalu, np. w języku japońskim?

Mocny w zespole

Po co więc rada nadzorcza spółki decydowała się na ściągnięcia menedżera, który nie zarządzał tak wielka firmą i to w dodatku w tak ciężkiej dla niej sytuacji? Thompson jest znany z umiejętności dobierania współpracowników, którzy są w stanie zrealizować powierzone im cele. To jest jedna z tajemnic jego sukcesu w PayPalu. W 2010 r. przychody kierowanej przez niego firmy przekroczyły 3,4 mld dol. i były aż o 25 proc. wyższe niż rok wcześniej. Prognozy za ubiegły rok są równie optymistyczne.
W zupełnie innej sytuacji finansowej znajduje się Yahoo!: co prawda w 2010 r. przychody wyniosły 6,3 mld dol., ale teraz niemal stoją w miejscu. Już spekuluje się, że firmę z Sunnyvale czekają wielkie zmiany personalne.
Poczynania Thompsona z pewnością będzie bacznie obserwować konkurencja. Jeszcze kilka lat temu Microsoft chciał kupić Yahoo! za astronomiczną wówczas sumę 45 mld dol. Dziś nikt nie składa oferty przejęcia. Bo jeśli Scottowi Thompsonowi nie uda się reanimacja portalu, będzie można za grosze przejąć jego najbardziej wartościowe elementy.