W ubiegłym tygodniu, w środę, właściciele największych stron internetowych w USA protestowali przeciwko planowanemu wprowadzeniu ustaw SOPA i PIPA. Najbardziej zauważalnym przejawem tej akcji był strajk angielskiej wersji językowej Wikipedii. Paweł Zienowicz, rzecznik Wikimedia Polska komentował wówczas, że europejski internet może zareagować buntem na decyzję Rady Unii Europejskiej o przystąpieniu do międzynarodowego porozumienia ACTA.

Miniony weekend pokazał, że przewidywania Zienowicza sprawdziły się, choć forma i skala protestu zaskoczyła wszystkich. W Polsce zamiast protestu właścicieli serwisów internetowych byliśmy świadkami zmasowanego ataku hakerów na strony rządowe.

>>> Czytaj też: Bunt w sieci: hakerzy zaatakowali polskie strony rządowe

Zaczęło się od plotki?

Reklama

W sobotę wieczorem przestała działać strona internetowa Sejmu. Jak przekonuje portal niebezpiecznik.pl, stronę wyłączyli najprawdopodobniej administratorzy w odpowiedzi na atak hakerów. Wiadomości24 poinformowały, że przed awarią na stronie pojawiło się zdjęcie dwóch całujących się mężczyzn. Wcześniej Magdalena Krzymowska, dyrektor biura prasowego, twierdziła że strona nie działa z powodu usterki technicznej. Niezależnie od przyczyny, informacja o nie wyświetlaniu się witryny sejm.gov.pl rozeszła się po internecie, wraz z komentarzem, że jest to efekt ataku DDoS.

DDoS (Distributed Denial of Service) to przeciążenie serwera spowodowane zbyt dużym ruchem na stronie. Do tego typu przeładowania może dojść w sposób naturalny z powodu dużej liczby użytkowników. Ruch można jednak zwiększyć w sztuczny sposób, stosując programy stosunkowo łatwo dostępne w sieci, które generują zapytania do serwera. Gdy liczba poleceń przekroczy możliwości serwera dochodzi do zablokowania strony.

Zawieszenie serwera jest możliwe, gdy w akcji weźmie udział duża liczba internautów, lub gdy sprawny haker przejmie zdalną kontrolę nad cudzymi komputerami. Prawdopodobnie w miniony weekend mieliśmy do czynienia z efektem kuli śniegowej. Po stronie sejmu zaczęły bowiem padać następne strony rządowe.

Internetowe powstanie styczniowe

Informacje o akcji rozchodziły się m.in. za pośrednictwem portali społecznościowych. O godz. 8.00 rano w niedzielę grupa hakerów Anonymous ogłosiła na Twitterze początek „polskiej rewolucji”. Ciekawe, że doszło do tego w dniu 149. rocznicy manifestu, który rozpoczął powstanie styczniowe w 1863 r. Hakerzy również ogłosili manifest, w którym nawoływali Polaków do sprzeciwu wobec ACTA. Zapowiedzieli również operację Anty-Acta i ataki na polskie strony rządowe.

Lista witryn, które nie działały w weekend jest imponująca. Pod atakiem hakerów ugięły się m.in. oficjalne strony Sejmu, Prezydenta, Kancelarii Premiera, Parlamentu Europejskiego, Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej, Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Ministerstwa Obrony Narodowej i Komisji Nadzoru Finansowego. Zablokowane zostały również strony służb takich jak policja, ABW, BOR i CBŚ. Na celowniku znalazła się także strona Platformy Obywatelskiej oraz domeny tusk.pl i pawelgras.pl. Nie oszczędzono nawet bloga Kasi Tusk. Na podrobionej stronie, różniącej się tylko jedną literą adresu, zamieszczono komunikat „Powiedz tacie, że z nami nie wygra”.

Na twitterowym profilu grupy Anonymous dużo działo się przez cały wczorajszy dzień. Co i raz pojawiał się kolejny wpis TANGO DOWN, czyli informacja o skutecznym zablokowaniu strony internetowej. Profil licznie komentowali też polscy internauci. Pojawiały się głosy, takie jak: „Jesteście nadzieją dla Polski i polskiego internetu” „Tak polski Internet was kocha! Jesteście naszymi bohaterami!” „jesteście bardzo sławni w Polsce. Wszyscy (dosłownie) o was mówią. Nie przestajcie hakować! Jesteście najlepsi.”

Bezpieczeństwo państwa w sieci

Stanowisko władz państwowych było jednak wyraźnie mniej entuzjastyczne. Prezydencki doradca Tomasz Nałęcz zapowiedział w niedzielnej rozmowie z dziennikarzami, że prezydent złoży pakiet ustaw, który będzie dotyczył m.in. bezpieczeństwa cybernetycznego. Nałęcz zaznaczył, że nie można bagatelizować faktu zablokowania rządowych stron - podała PAP.

"Ci wszyscy, którzy jeszcze kilka tygodni temu uważali, że prezydent Komorowski przesadza ze zwracaniem uwagi na sprawy bezpieczeństwa cybernetycznego, już chyba wiedzą, że nie przesadza. Mam nadzieję, że te projekty jak trafią do Sejmu będą traktowane stosownie do realnych zagrożeń, które mogą się w Polsce pojawić" - podkreślił Nałęcz.

>>> Zobacz też: Polska już nie może czuć się bezpieczna. Zaczyna się rewolucja w sieci

„W Biurze Bezpieczeństwa Narodowego prowadzimy w tej chwili strategiczny przegląd bezpieczeństwa narodowego, w ramach którego także bezpieczeństwo w cyberprzestrzeni jest jednym z ważnych zagadnień. Analizujemy wszelkie zagrożenia, ryzyka, ale także szanse, jakie stwarza cyberprzestrzeń” – powiedział szef BBN gen. Stanisław Koziej.

O atakach wypowiadali się również politycy opozycji. „Kilka miesięcy temu prezydent Komorowski wraz z szefem BBN obwieszczał, że jest przygotowana nowa doktryna bezpieczeństwa cybernetycznego Polski. Zostało szumnie ogłoszone, że to bezpieczeństwo jest zagwarantowane. I okazuje się, że kilka miesięcy później wszystkie serwery rządowe i administracji stoją. Polska wydaje się nieprzygotowana” – stwierdził w TVN 24 Witold Waszczykowski z PiS.

Dziś Donald Tusk przeprowadzi konsultacje z ministrami. Potem zadecyduje, czy wyda upoważnienia do podpisania dokumentu ACTA. W poniedziałek o godzinie 6.00 rano Anonymous ogłosiło wstrzymanie ataków do czasu poznania wyniku rozmów premiera z ministrami administracji i cyfryzacji Michałem Bonim, kultury Bogdanem Zdrojewskim i spraw zagranicznych Radosławem Sikorskim.

"Na spotkaniu u premiera będziemy dyskutowali, jak zachować się wobec aktu podpisania ACTA 26 stycznia" - powiedział minister Michał Boni. Jak dodał, kilka krajów już zapowiedziało, że na pewno nie podpisze tego porozumienia 26 stycznia. Pytany, czy nasz kraj może podpisać porozumienie ws. ACTA, Boni powiedział, że również Polska może nie podpisać ACTA 26 stycznia. W niedzielę w TVN 24 minister przyznał, że w sprawie ACTA zabrakło konsultacji społecznych.

>>> Czytaj też: Polska może nie podpisać ACTA. Szybka akcja hakerów odnosi skutki?

O co chodzi z ACTA?

ACTA (Anti-counterfeiting trade agreement) to układ między Australią, Kanadą, Japonią, Koreą Południową, Meksykiem, Maroko, Nową Zelandią, Singapurem, Szwajcarią i USA. Jego nazwę można przetłumaczyć jako "porozumienie przeciw obrotowi podróbkami", dotyczy jednak ochrony własności intelektualnej w ogóle, również w internecie. Rada UE decyzję o podpisaniu go podjęła na odbywającym się w ramach polskiej prezydencji posiedzeniu 15-16 grudnia 2011. Posiedzenie było w głównej mierze poświęcone rolnictwu i rybołówstwu, a przewodniczył mu minister rolnictwa i rozwoju wsi Marek Sawicki.

"Celem ACTA jest nawiązanie międzynarodowej współpracy, aby poprawić egzekwowanie prawa własności intelektualnej i stworzyć międzynarodowe standardy działań przeciw naruszaniu własności intelektualnej na dużą skalę. Negocjacje zakończyły się w listopadzie 2010 r." - poinformowała rada w komunikacie prasowym wydanym po posiedzeniu.

Zienowicz w wypowiedzi dla Polskiej Agencji Prasowej podkreślił, że największe zastrzeżenia budzi tryb negocjacji porozumienia. "Ustalenia trwały od 2007 r., ale były tajne. Nie było żadnych konsultacji społecznych. Decyzja o podpisaniu umowy została ogłoszona na 40 stronie komunikatu prasowego, dotyczącego rolnictwa i rybołówstwa. To świadczy o tym, jak politycy nas szanują" - powiedział.

Internauci boją się, że przyjęcie regulacji ACTA pozwoli na cenzurę internetu, zamykanie stron podejrzanych o działania łamiące prawa autorskie oraz przyczyni się do podwyższenia kosztów internetu. Sprzeciw widoczny jest m.in. na Facebooku. Strony "Nie dla ACTA w Polsce" i "komentarz usunięty przez ACTA" mają już ponad 110 tys. fanów. Internauci planują również protesty w świecie rzeczywistym. Zamiar udziału w manifestacji pod Biurem Parlamentu Europejskiego przy ul. Jasnej w Warszawie, we wtorek 24. stycznia zadeklarowało już blisko 30 tys. osób.