Rządowe rozmowy o tym, czy Polska powinna przyjąć dokument ACTA, trwały od wielu miesięcy. Twórcy byli za.

Histerii można było uniknąć, gdyby internautów poinformowano wcześniej, co podpisujemy i jakie będą tego konsekwencje, a nie na kilka dni przed przyłączeniem się do międzynarodowej umowy.

Spór o podpisanie przez Polskę porozumienia ACTA wszedł w nowa fazę. Pierwszego dnia po weekendowych atakach hakerów na rządowe strony przeciwko porozumieniu okazało się, ze ACTA nie jest ani taka straszna, ani tak nieznana, jak wcześniej sądzono.

>>> Zobacz: Raport - ACTA

Główny zarzut przeciwników, ze rząd nie przeprowadził konsultacji, okazał się nie do końca prawdziwy. Przeprowadził, ale sie tym nie chwalił. Choć już w sierpniu ubiegłego roku rząd Donalda Tuska opowiedział się za przyjęciem ACTA przez Unię Europejska, a sam projekt polskiego wniosku o podpisanie umowy skierowany był do konsultacji międzyresortowych jesienią – w tym do ministra Michała Boniego – to te prace nie były poddane pod konsultacje społeczne.

Reklama

Za to o postanowieniach porozumienia wiedziały organizacje zbiorowego zarządzania prawami autorskimi reprezentujące twórców. I przyklasnęły tym regulacjom, które w ich mniemaniu pozwolą wreszcie skończyć z internetowym piractwem.

Dokumentu do konsultacji nie dostały natomiast organizacje reprezentujące stronę społeczną. – Wiedzieliśmy, że jakieś prace się toczą, ale oficjalnie dokument nie był dostępny – mówi Katarzyna Szumielewicz z fundacji Panoptykon dbającej o prawa internautów.

Po weekendowym uderzeniu przeciwników ACTA ostrzegających, że jej przyjęcie może doprowadzić do blokowania nawet legalnych treści w internecie, monitorowania i rejestrowania działań internautów w imię walki z łamaniem praw autorskich, wczoraj odpowiedzieli zwolennicy umowy.

>>> Czytaj też: ACTA wymaga ratyfikacji PE, europosłowie mają wątpliwości

– ACTA to jednostronna regulacja, która chroni producentów treści z eksploatacji praw. Duże koncerny i autorzy temu przyklasną – podkreśla Ireneusz Piecuch, partner w firmie CMS Cameron McKenna.

Zanim ministrowie kultury i cyfryzacji ogłosili, ze Polska jednak podpisze ACTA, twórcy przeszli do ofensywy. Organizacje zarządzające prawami jedna za druga publikowały stanowiska popierające porozumienie. Swoje poparcie wyraziły Izba Wydawców Prasy, Stowarzyszenie Wydawców Repropol, ZPAV, ZAiKS i FOTA. A nawet wystosowały specjalny apel do prokuratora generalnego „o działania w celu zwiększenia wśród polskich prokuratorów wiedzy o ochronie praw autorskich”, skarżąc się, że lokalne prokuratury migają się od ścigania tych naruszeń.

Wprawdzie minister Boni zapowiedział, że przed ratyfikowaniem porozumienia przeprowadzone będą szerokie rozmowy i wyjaśniane będą kontrowersje związane z ACTA, ale jak oceniają eksperci, przekonanie środowiska internautów może być obecnie bardzo trudne.

Szczególnie że nawet specjaliści mają poważne trudności z oceną skutków prawnych tej umowy. Swoje zaniepokojenie wyraził m.in. główny inspektor ochrony danych osobowych, a także PKPP Lewiatan, która ostrzega, ze „najbardziej problematyczny jest ogólny charakter postanowień umowy, który w praktyce może prowadzić do jej rozbieżnych interpretacji”.

Zdaniem Piecucha zaniepokojeni ACTA mogą być też dostawcy internetu. Według niego ACTA daje możliwość wprowadzenia przepisów, które zmuszą dostawców treści do monitorowania ruchu i usuwania kradzionych z automatu. Kontrowersje budzi też postanowienie o środkach tymczasowych, jakie mogą stosować organy ścigania w przypadku łamania praw autorskich.

>>> Czytaj też: ACTA gorsza od SOPA? Spór o porozumienie zaczyna się także w USA

Nie wiadomo, kiedy takie specjalne środki można będzie zastosować. – Zwracam uwagę, że zastosowano zwrot niedookreślony „w stosownych przypadkach” oraz sformułowanie „w szczególności”, co oznacza, ze katalog przypadków tam wskazanych nie jest zamknięty – ostrzega Monika Kowalczyk, rzecznik patentowy z Chałas i Wspólnicy Kancelaria Prawna.

– Widać tu wyraźnie nierówność wobec prawa i faworyzowanie pokrzywdzonego rzekomym naruszeniem. Wprawdzie rząd w uzasadnieniu umowy pisze, że nie jest planowane wdrażanie tych kontrowersyjnych postanowień, ale może się okazać, że zostaną one zaimplementowane. I to budzi największe protesty.