W okresie poprzedzającym publikację dwóch ważnych raportów ze Stanów Zjednoczonych mamy interesującą mieszankę danych obejmującą słaby grudniowy raport o sprzedaży detalicznej i bardzo słaby styczniowy indeks zaufania konsumentów Conference Board (nie został on jednak potwierdzony przez badanie University of Michigan, które dla porównania wypadło w styczniu całkiem dobrze), podczas gdy amerykański sektor produkcyjny jest bardzo aktywny – zwłaszcza jeżeli uwzględnimy to, że wycofanie niektórych zachęt podatkowych mogło doprowadzić przynajmniej do krótkotrwałego załamania na początku roku. W rezultacie rynek nadal spodziewa się pozytywnych danych, jednak obecnie pojawiają się pewne wątpliwości związane z rysami na czymś, co do tej pory wydawało się krystalicznie czystym zwierciadłem ukazującym niezmącone pesymizmem oblicze Wuja Sama. Choć nie jest to popularny pogląd, badanie ISM sektora pozaprodukcyjnego jest bardziej istotną miarą kondycji gospodarki USA. Od czterech miesięcy z kolei waha się on w okolicach 53 – to już nie recesja, ale też nie hossa.

A co może nas zaskoczyć?

Podejrzewam, że po ostatnich gwałtownych wzrostach aktywów ryzykownych obecnie mogą nas zaskoczyć negatywne dane, co mogłoby oznaczać, że przynajmniej w najbliższych dniach rynek będzie potrzebować naprawdę dobrych publikacji, aby utrzymać obecne trendy (słabnący dolar i drożejące aktywa ryzykowne). Pytanie brzmi: czy złe lub mierne dane okażą się wystarczająco rozczarowujące, aby wywołać coś więcej niż krótkoterminową konsolidację?

Scenariusze

Reklama

Złe dane
Jeżeli zarówno raport o zatrudnieniu, jak i raport ISM dla sektora pozaprodukcyjnego (przy czym ten ostatni będzie naprawdę istotny, ponieważ dotyczy przyszłości i odzwierciedla stan 90% amerykańskiej gospodarki) okażą się jednoznacznie złe, powinniśmy spodziewać się przynajmniej konsolidacji osłabienia dolara, ponieważ zidentyfikowane przez nas poziomy wsparcia zostaną utrzymane. Nie ulega jednak wątpliwości, że całkiem złe dane mogą przyczynić się do zmiany trendu i umocnienia dolara.


A co z kontrargumentami? Otóż rynek może okazać się tak zapatrzony w koncepcję wprowadzenia trzeciej rundy Quantitative Easing, że będziemy mieć do czynienia jedynie z krótką konsolidacją, po której inwestorzy znów zabiorą się za podbijanie cen aktywów ryzykownych i wyprzedawanie dolara. Rozumowanie to okazuje się jednak niezbyt przekonujące, jeżeli weźmiemy pod uwagę, że w przypadku negatywnych prognoz wzrostu globalnego inne kraje mogą wykorzystać quantitative easing w znacznie większym zakresie niż Stany Zjednoczone.

Dobre dane
Dobre dane niewątpliwie doprowadziłyby do dalszego osłabienia dolara – nawet w stosunku do obecnych bardzo niskich poziomów – ponieważ pobudzeniu uległyby globalny handel płynnościowy związany z wykorzystywaniem dolara i jena jako walut finansujących. I tu jednak pojawia się pewien kontrargument, choć w tym przypadku raczej słaby – rynek może do tego stopnia wierzyć w to, że wspomniany handel ma związek wyłącznie z QE, by negatywna reakcja na rynkach obligacji utemperowała spadki dolara, prowadząc zamiast tego do dalszego osłabienia jena jako waluty najbardziej wrażliwej na poziom stóp procentowych.

Dane po środku
Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem są być może dane nieco mieszane – coś zarówno dla optymistów, jak i dla pesymistów. W takim przypadku względnie pewna będzie jedynie krótkoterminowa konsolidacja, po której po raz kolejny zaczniemy oczekiwać wydarzeń mogących mieć wpływ na ryzyko.