Po kwietniowych wyborach w Grecji utworzenie rządu bez poparcia komunistów może się okazać niemożliwe. Trzy partie lewicowej opozycji cieszą się łącznie 42-proc. poparciem. Część z nich domaga się nie tylko odrzucenia programu cięć, bez którego Ateny nie dostaną pieniędzy, ale wręcz wyjścia z UE.

>>> Czytaj też: "Grecja zrobiła wszystko, co należało zrobić, a ludzie nie zniosą dalszych wyrzeczeń"

Im szybciej rośnie w siłę opozycyjna lewica, tym szybciej traci współrządzący PASOK Georgiosa Papandreu. Na tę partię chce głosować 8 proc. Greków, choć od początku lat 80. na socjalistów ani razu nie głosowało mniej niż 38 proc. Ich klęska, wywołana oskarżeniami o pogłębienie kryzysu i ugodowość wobec Brukseli i Berlina, otworzyła czerwoną puszkę Pandory.

>>> Polecamy: Z Greka Niemca nie zrobisz, czyli jak wejście do euro zabiło Grecję

Reklama
– Nie widzę innych rozwiązań poza sięgnięciem po zyski kapitalistów i wyjściem z UE i NATO – mówiła portalowi WikiNews Isawela Margara z Komunistycznej Partii Grecji (KKE). Jej partia, siła napędowa zamieszek na ulicach greckich miast, cieszy się obecnie 12-proc. poparciem. KKE uważa kryzys zadłużenia za sprawę światowego kapitału, przez który – jak dowodził jej europoseł Jorgos Tusas – „życie ludu jest pełne cierpień”. A skoro tak, o żadnej spłacie zadłużenia nie może być mowy.
Konkurentem KKE jest Koalicja Radykalnej Lewicy (SIRIZA), zrzeszająca m.in. partie trockistowskie i antyglobalistyczne. SIRIZA oskarża rywali o to, że nie odcięli się od stalinizmu, ale w kwestiach współczesnych trudno oba ruchy od siebie odróżnić. – Możemy żyć godnie lub służyć innym jako bankruci. Albo my ich, albo oni nas. Zapraszamy do walki. Przemówcie, ulice! – wzywał niedawno jeden z liderów koalicji Michalis Kritsotakis.
Jednak prawdziwym czarnym koniem wyborów może się okazać Lewica Demokratyczna (DIMAR), której poparcie przez rok wzrosło z 2 proc. do 18 proc. DIMAR, która powstała po wyjściu z SIRIZA najbardziej umiarkowanych polityków, na tle reszty lewicowej opozycji wygląda na odpowiedzialną centrolewicę. Z jednej strony jej działacze nie chcą opuszczać UE czy rezygnować z euro, popierają pomysł euroobligacji i zacieśnienia kontroli euroinstytucji nad unijnymi gospodarkami. Z drugiej jednak odrzucają program cięć i popierają uliczne protesty, choć – co trzeba zauważyć – zdecydowanie odcinają się od aktów przemocy (w noc z niedzieli na poniedziałek w Atenach spłonęło 45 budynków, a 74 osoby zostały ranne).
Niemniej rosnące poparcie DIMAR nie wróży niczego dobrego ani Grecji, ani strefie euro. Nawet jeśli doktrynerskie podziały uniemożliwią skrajnej lewicy zawarcie koalicji, może utworzyć siłę zdolną do blokowania oszczędnościowych zamiarów nowego rządu. A jeśli władze zarzucą żądane przez UE reformy, to wypłacanie drugiej, wartej 130 mld euro pożyczki – którą ministrowie finansów strefy euro mają dziś zatwierdzić – to wypłacanie jej kolejnych transz zostanie wstrzymane. Wówczas Grecja stałaby się niewypłacalna.