Nicolas Sarkozy jest już oficjalnie kandydatem we francuskich wyborach prezydenckich. Wczoraj w wywiadzie dla stacji telewizyjnej TF1 ogłosił, że będzie ubiegał się o reelekcję. Jednak zadanie ma wyjątkowo trudne.

>>> czytaj też: Europa musi dłużej pracować. Na utrzymanie emerytów nie stać nawet Niemców

– W historii V Republiki żaden urzędujący prezydent nie miał tak niskich notowań. Zaledwie 36 proc. Francuzów ma do niego zaufanie – podkreśla Emmanuel Riviere, dyrektor agencji badania opinii publicznej TNS Sofres.

Kryzysowy kapitan

Reklama
To przede wszystkim wynik zasadniczego pogorszenia kondycji francuskiej gospodarki, od kiedy w 2007 r. Sarkozy wprowadził się do Pałacu Elizejskiego. W tym czasie bezrobocie wzrosło do najwyższego poziomu od 12 lat (z 2,15 mln w 2007 roku do 2,87 mln osób obecnie), podczas gdy w Niemczech jest najniższe od dwóch dekad. Jednocześnie francuski dług urósł z 1,2 do 1,7 bln euro, a deficyt handlu zagranicznego z 51 mld euro do 70 mld euro.

>>> Polecamy: Prezydent Sarkozy ogłosił, że będzie ubiegał się o reelekcję

Skutek jest taki, że według przeprowadzonego wczoraj przez agencję Harris sondażu Sarkozy nie może być nawet pewien przejścia do zaplanowanej na 6 maja drugiej tury wyborów. Popiera go 24 proc. Francuzów wobec 20-proc. poparcia dla kandydatki Frontu Narodowego Marine Le Pen i 28-proc. dla socjalisty Francois’a Hollande’a. Nawet jednak jeśli prezydentowi uda się utrzymać w trakcie 68 dni kampanii przewagę nad liderką skrajnej prawicy, sondaże pokazują, że w decydującym starciu przegra (43 proc. poparcia wobec 57 proc. dla Hollande’a).
Alain Juppe, szef kampanii wyborczej Sarkozy’ego, rozpisał plan odrobienia tych strat na dwa etapy. Najpierw Sarkozy chce przyciągnąć zwolenników Le Pen, akcentując walkę z imigracją, poprawę bezpieczeństwa i inwestycje w edukację. Z tego też powodu Sarkozy, który z racji zamiłowania do luksusu i przebywania w towarzystwie elity finansowej jest nazywany przez Francuzów „president Bling Bling”, określił się mianem „kandydata ludu” i ogłosił start w znacznie skromniejszych okolicznościach, niż zwykle to robili urzędujący szefowie państwa.
W trakcie dwóch tygodni między pierwszą a drugą turą Sarkozy zamierza natomiast zaprezentować się jako „kapitan, który przeprowadzi Francję przez kryzys”. Jego sztab ma akcentować różnicę między politykiem, który obraca się wśród światowych przywódców, a Hollandem, który nigdy nie pełnił funkcji rządowych i nie ma doświadczenia międzynarodowego. Przewodnim hasłem będzie przebudowa francuskiej gospodarki na wzór Niemiec: odebranie przywilejów 5,3 mln urzędników mających dziś dożywotnie prawo do pracy, obniżenie kosztów zatrudnienia, uelastycznienie prawa pracy.

Merkel w jego drużynie

– Niemcy odnoszą o wiele większy sukces gospodarczy niż Francja. To nie jest dla nas powód do zazdrości, lecz inspiracja do działania – mówił w wywiadzie dla „Le Figaro” Sarkozy.
Hollande, który zamierza ponownie obniżyć do 60 lat wiek emerytalny, zatrudnić dodatkowo 60 tys. nauczycieli, a przede wszystkim renegocjować pakt fiskalny uzgodniony na ostatnim szczycie UE, nie może na tym polu rywalizować z urzędującym prezydentem. Ta ostatnia zapowiedź tak zaniepokoiła kanclerz Niemiec Angelę Merkel, że odrzuciła jego prośbę o spotkanie.