Islandia, która jako pierwszy kraj padła ofiarą światowego kryzysu, znów jest bezpiecznym miejscem do inwestowania. Agencja ratingowa Fitch podniosła ocenę wiarygodności kredytowej tego państwa z BB+ do BBB-, czyli do poziomu inwestycyjnego, zaś długoterminową perspektywę ratingową określiła jako stabilną. – Islandia przestała korzystać z programu pomocowego MFW i odzyskała dostęp do międzynarodowych rynków kapitałowych.

Trwa dobrze rokująca poprawa koniunktury, restrukturyzacja sektora finansowego jest mocno zaawansowana, a wskutek programu konsolidacji finansów stosunek długu publicznego do PKB prawdopodobnie swój szczyt ma już za sobą – wyjaśnił Paul Rawkins z Fitcha. Rzeczywiście, wszystkie gospodarcze wskaźniki wyspy się poprawiają. Po gwałtownym załamaniu się PKB w 2009 r. już w zeszłym roku gospodarka znów znalazła się na plusie, deficyt budżetowy, który w 2008 r. osiągnął ogromny poziom 13,5 proc., teraz jest mniejszy niż w niemal wszystkich państwach Unii Europejskiej, zaś w roku 2013 lub 2014 zamieni się on w nadwyżkę.

>>> Czytaj też: Islandia wychodzi z kryzysu finansowego: Ogłoszenie bankructwa lepsze niż pomoc

Zatrzymany został wzrost bezrobocia, zaś sektor finansowy – którego załamanie się jesienią 2008 r. doprowadziło Islandię do bankructwa – został zrestrukturyzowany i obecnie ma on wielkość jednej piątej tego, co przed kryzysem. Nie oznacza to, ze wszystkie problemy są już rozwiązane – kraj będzie musiał spłacić pieniądze, które brytyjscy i holenderscy obywatele utracili wskutek upadku internetowego banku Icesave. Fitch szacuje, ze zwiększy to islandzki dług publiczny o 6 – 13 proc. PKB. Ale na razie ważne jest, ze Islandia przestała już funkcjonować dzięki kredytowi z MFW – trzyletni program pomocowy zakończył się w sierpniu zeszłego roku i Islandia wróciła na rynek obligacji. Co ciekawe, Islandia wychodzi z kłopotów innymi metodami, niż czynią to zadłużone kraje strefy euro.

Reklama

Po załamaniu się wartości korony islandzka gospodarka stała się znacznie bardziej konkurencyjna, ale rząd w 2009 r. pozwolił na dalsze zadłużanie się, by pobudzić wzrost, a dopiero w następnym roku zdecydował się na wprowadzenie programu oszczędnościowego. W przypadku Grecji, Irlandii i Portugalii warunkiem pomocy finansowej od UE i MFW było natychmiastowe rozpoczęcie drastycznych ciec. Jednak okazało się, że ich efektem – szczególnie w przypadku Grecji – jest jeszcze większy spadek PKB, co z kolei wymusza kolejne oszczędności. Zresztą także w przypadku innych państw, które redukują deficyty, pojawiają się argumenty, ze zbyt ostre ciecia dławią wzrost gospodarczy. Z kolei w przypadku Grecji podnoszony jest argument, ze opuszczenie strefy euro mogłoby jej wyjść na dobre, bo dewaluując drachmę, mogłaby odzyskać konkurencyjność.