Colvin, wybitna reporterka wojenna, precyzyjnie wskazała na powracający problem polityki międzynarodowej. Czy świat zewnętrzny ma obowiązek interweniować, by zapobiec masowemu zabijaniu cywilów? To naturalny ludzki odruch. Widzisz, jak giną niewinni ludzie. Wiesz, że w twoim kraju istnieje potężny potencjał militarny. Wzywasz do powstrzymania rzezi. Pracownicy organizacji praw człowieka i dziennikarze, którzy ryzykują życie, by opowiedzieć o masowych zbrodniach, odgrywają zaszczytną rolę. Jednak to dużo mniej atrakcyjni biurokraci, siedzący bezpiecznie w gabinetach, muszą podjąć decyzję.

Muszą zadać pytanie: „Czy możemy powstrzymać zabijanie?”. Ale również: „Co będzie dalej?”. Jeżeli podejmą złą decyzję, ofiar będzie więcej niż tych, których ocalili. Czasami interwencje się sprawdzają. A czasami nie, jak w Afganistanie, Somalii, Iraku. W Syrii też sprawy mogą pójść źle. Reżim Asada ma potężną armię i większe poparcie wewnętrzne i międzynarodowe, niż miał Kaddafi w Libii. Ryzyko długiej wojny domowej jest duże.

To, że wiele zewnętrznych potęg – Iran, Arabia Saudyjska, Izrael – jest zainteresowanych tym, kto będzie kontrolował Syrię, oznacza, że istnieje zagrożenie regionalnym konfliktem. Nie ma również gwarancji co do charakteru następców Asada. Siły opozycyjne są wspierane nie tylko przez USA, lecz także przez Al-Kaidę. Pamiętając, że jego broń trafiała do poprzedników talibów w Afganistanie, Zachód powinien być niezwykle ostrożny, wspierając Syrię. Powinien natomiast, kanałami ekonomicznymi i dyplomatycznymi, wywierać nieustanną presję na Asada. Jednak zwolennicy pokojowej presji powinni postawić sprawę uczciwie.

Sankcje i rezolucje działają zbyt wolno, by powstrzymać barbarzyństwo rządu, który walczy o swoje istnienie. Inne pokojowe rozwiązania, jak bezpieczne miejsca dla uchodźców lub korytarze humanitarne w celu dostarczania pomocy, oznaczałyby użycie sił zbrojnych. Nieprzyjemne pytanie, które muszą sobie zadać dyplomaci, brzmi: „Jak dużo jest za dużo?”. Gdyby to był Holokaust albo ludobójstwo w Rwandzie (które pochłonęło prawdopodobnie 800 tys. ofiar) imperatyw interwencji prawdopodobnie słusznie przeważyłby nad obawami o konsekwencje. Jak na razie w Syrii zginęło 7 tys. ludzi i liczba ta z pewnością wzrośnie. To przerażające, ale nie usprawiedliwia wielkiego ryzyka interwencji. Dobrze wiem, że gdybym na własne oczy widział koszmar, który się tam rozgrywa, myślałbym inaczej. Ale czasem dystans też się przydaje.

Reklama