Kraje nowej i starej Europy staną dziś po przeciwnych stronach barykady w trakcie debaty ministrów ochrony środowiska. Chodzi o mapę drogową ograniczenia emisji CO2 do 2050 r. o 95 proc. Polska przekonuje, że propozycje Brukseli uderzą w konkurencyjność naszej gospodarki.
Komisja Europejska forsuje pomysł przyjęcia etapów takiej redukcji. Do 2020 r. emisja gazów powodujących efekt cieplarniany zostałaby ograniczona o 25 proc., do 2030 r. o 40 proc., do 2040 r. o 60 proc., a do 2050 r. o 80 – 95 proc.
Unijni eksperci mają nadzieję, że przyjęcie tak rygorystycznych założeń doprowadzi do wzrostu cen pozwoleń uprawniających do dodatkowej emisji, co z kolei zmusi przedsiębiorców do inwestowania w nowe, przyjazne środowisku technologie produkcji energii.
Reklama
Dziś prawo do emisji dodatkowej tony CO2 kosztuje zaledwie 8 euro, zdecydowanie poniżej zakładanych 25 – 40 euro za tonę. Powodem tak słabych notowań jest recesja w UE: przedsiębiorcy i tak emitują mniej CO2, niż zakładano.
Zaostrzenie planu redukcji CO2 zmieniłoby taki stan rzeczy. Pozwoliłoby krajom, które wyspecjalizowały się w technologiach przyjaznych dla środowiska, radykalnie zwiększyć ich sprzedaż. W przypadku Francji to elektrownie jądrowe, a Niemiec – panele słoneczne.
Zaostrzenie planu redukcji emisji CO2 pozwoliłoby także umocnić pozycję wielu firm z krajów starej Unii poprzez podcięcie konkurencyjności przedsiębiorstw m.in. z Polski. Z obliczeń Banku Światowego wynika, że cena elektryczności w naszym kraju wzrosłaby o 20 proc., gdyby Bruksela zobowiązała się do redukcji emisji CO2 o 30 proc. do 2020 r. Firma konsultingowa McKinsey uważa, że na same inwestycje w technologie przyjazne środowisku Polska musiałaby wydać w ciągu 20 lat 92 mld euro, blisko połowę otrzymywanych dziś funduszy strukturalnych.
Z powodu osłabienia konkurencyjności naszej gospodarki tempo wzrostu spadałoby do 2030 r. o 1 pkt proc. rocznie, a stopa bezrobocia byłaby w tym czasie o 0,5 pkt proc. wyższa. Całe sektory polskiej gospodarki, jak huty, przemysł motoryzacyjny czy produkcja nawozów sztucznych, straciłyby rację bytu. Zdaniem McKinsey aby utrzymać dynamiczne tempo wzrostu, Polska do 2020 r. będzie musiała zwiększyć emisję CO2 z 386 mln ton obecnie do 466 mln ton. Zamiast nakładać nowe normy emisji, nasz kraj mógłby ograniczyć ten współczynnik poprzez zmniejszenie energochłonności gospodarki, dziś 2,5 razy większej niż średnia UE. Byłoby to możliwe poprzez lepsze izolowanie budynków.
W przesłanym dwa dni temu do partnerów z krajów UE liście minister środowiska Marcin Korolec pisze, że po 2020 r., gdy upływa termin obecnych zobowiązań z Kioto, kalendarz redukcji emisji CO2 powinien być podporządkowany regulacjom ONZ. Dzięki temu Unia mogłaby utrzymać konkurencyjne regulacje dotyczące ochrony środowiska wobec tych, które obowiązują w Chinach czy Indiach. Marek Krzykowski, prezes zakładów International Paper w Kwidzynie, zwracał niedawno uwagę, że całość inwestycji poczynionych przez jego koncern w minionych 5 latach (10 mld euro) trafiła do państw spoza Unii właśnie z powodu ryzyka coraz wyższych kosztów emisji CO2 (tzw. carbon leakage).