Na początku lutego Ackermann jasno dawał do zrozumienia, że nie ma ochoty sięgać po długoterminowe fundusze refinansowe (LTRO) – z których ostatecznie skorzystało 800 banków, pożyczając łącznie 530 mld euro – z obawy przed stygmatyzacją i uznaniem DB za słabą instytucję finansową. – To, że nigdy nie wzięliśmy żadnych pieniędzy od rządu, czyniło nas z punktu widzenia reputacji tak atrakcyjnymi dla wielu klientów na świecie, że bardzo niechętnie byśmy z tego zrezygnowali – mówił wówczas Ackermann.
Mario Draghi, prezes EBC, który zaryzykował swoją reputację, próbując poprawić wisielcze nastroje w strefie euro za pomocą programu LTRO, był wściekły na Ackermanna za te wypowiedzi. Kilka dni później Draghi ubolewał, że niektórzy bankierzy wystawiają sobie „świadectwo męskości”. Jak to się często zdarzało już wcześniej, wypowiedzi Ackermanna były zgodne ze stanowiskiem niemieckich władz. W ubiegłym tygodniu do mediów przeciekł list Jensa Weidmanna, prezesa Bundesbanku, do Draghiego pokazujący głęboki sceptycyzm strony niemieckiej co do warunków LTRO. W ramach programu europejskie banki pozyskały ponad bilion euro finansowania oprocentowany zaledwie na 1 proc.
Reklama
Draghi jest powszechnie chwalony przez branżę bankową i polityków za zredukowanie rentowności obligacji rządowych i odmrożenie rynków finansowych, choć nie milkną obawy o konsekwencje tych działań. DB odmówił komentarza w tej sprawie. Jednak trzy osoby znające sprawę powiedziały, że bank pozyskał przynajmniej 5 – 10 mld euro na lutowej aukcji LTRO.
Draghi powiedział, że 460 z 800 banków, które wzięły udział w aukcji, to niemieckie instytucje finansowe. Analitycy sugerowali, że w tej sprawie mogło dojść do tarć między Ackermannem a nowymi szefami – Anshu Jainim, który obecnie kieruje działem bankowości inwestycyjnej, i Juergenem Fitschenem, prezesem DB na Niemcy. Rada nadzorcza prawdopodobnie jednak jednogłośnie poparła to rozwiązanie.