Czyż więc Ameryka wyszła wreszcie na prostą? Niestety, wciąż jest za wcześnie na westchnienie ulgi. Istnieją trzy powody do zachowania wstrzemięźliwości. Po pierwsze, widać wyraźne sygnały, że tempo rozwoju amerykańskiej gospodarki zaczyna spowalniać. Po solidnym wzroście o 3 proc. rok do roku w czwartym kwartale czołowi analitycy obniżyli prognozy na pierwszy kwartał do niespełna 2 proc. Niektórzy uważają wręcz, że nie należy się spodziewać więcej niż 1 proc. Innymi słowy, może się okazać, że wskaźnik zatrudnienia wyczerpał już swój potencjał wzrostu.
Po drugie, ożywienie gospodarki USA jest podatne na szoki zewnętrzne. Wiosną zeszłego roku również mieliśmy do czynienia ze wzrostem zatrudnienia powyżej 200 tys. przez trzy miesiące z rzędu. Jednak gospodarka została szybko znokautowana rosnącymi cenami paliw. Tym razem odbicie wydaje się mocniejsze. Ale USA, podobnie jak reszta świata, obawiają się kolejnych wzrostów cen ropy z powodu sytuacji na Bliskim Wschodzie, a szczególnie ryzyka konfliktu z Iranem. Także europejska bomba wciąż grozi wybuchem pomimo pomyślnych rozstrzygnięć w sprawie restrukturyzacji długu Grecji i działań naprawczych w strefie euro. Zaszkodzić może również spodziewane spowolnienie w Chinach.
Po trzecie, wzrost liczby nowych miejsc pracy USA prezentuje się korzystnie wyłącznie w zestawieniu z danymi z ostatnich mizernych lat. W porównaniu z typowym okresem ożywienia gospodarczego, gdy powstawało 400 tys. lub więcej etatów w pierwszych miesiącach roku, obecne dane wyglądają skromnie.
Reklama
Podobnie jak Europa, USA zostały dotknięte recesją bilansową. Jednak w odróżnieniu od Europy amerykańskie władze fiskalne i monetarne podjęły znacznie dalej idące kroki w celu pobudzenia gospodarki. W Ameryce działa ponadto o wiele efektywniejszy mechanizm rynkowego katharsis niż w Europie: Amerykanie spłacają swe długi o wiele szybciej, a banki czyszczą bilanse z o wiele większym wigorem. Różnica jest prosta. Gospodarka USA jest w fazie ożywienia, zaś europejska albo tkwi w stagnacji, albo wręcz się kurczy. Jednakże błędem byłoby oczekiwać, że USA wejdą za chwilę w etap klasycznego ożywienia.