Reforma Wspólnej Polityki Rolnej (WPR), która ma być wprowadzona w życie z początkiem 2014 r., jest przesądzona. Nie tylko dlatego, że WPR w dotychczasowym kształcie była bardzo kosztowna (wsparcie dla rolnictwa i terenów wiejskich to największa pozycja w budżecie UE – tylko w 2012 r. to niemal 60 mld euro), a Unia musi zaciskać pasa. Chodzi także o to, że WPR w swym obecnym kształcie jest coraz mniej efektywna, a do tego bardzo niesprawiedliwa – nie tylko wobec nowych krajów UE.

>>> Czytaj też: Westerwelle inicjuje debatę o przyszłości UE. Polska wśród zaproszonych

Według danych Komisji Europejskiej średni poziom unijnych dopłat bezpośrednich dla rolników z całej UE wyniósł w zeszłym roku 271 euro na tzw. hektar kwalifikowany. Sęk w tym, że w poziomie tych dopłat w odniesieniu do poszczególnych krajów są ogromne rozpiętości. W Belgii, Holandii, Włoszech to ponad 400 euro na hektar, w Grecji – prawie 400, w Niemczech i Danii – przeszło 300. Poniżej unijnej średniej są Węgry, Czechy, Finlandia, Szwecja, Hiszpania, Wielka Brytania, Polska (215 euro), a także Słowacja, Portugalia, Rumunia, Łotwa, Litwa i Estonia.

>>> Polecamy: Czeka nas powtórka wojen handlowych sprzed 80 lat?

Reklama

W tych ostatnich sześciu krajach poziom dopłat dla rolników (w przeliczeniu na hektar) jest niższy niż w Polsce. W Rumunii, na Litwie, Łotwie i Estonii nie przekracza on 200 euro. To oznacza, że rolnicy z tych krajów dostają dwa razy mniej niż bogatsi od nich rolnicy belgijscy, holenderscy i włoscy.

Jednym z głównych postulatów, zgłaszanych przy okazji tworzenia projektu reformy WPR, było wyrównanie tych dysproporcji, a także stopniowe wygaszanie dopłat bezpośrednich (zaoszczędzone w ten sposób fundusze miały iść na dotacje do inwestycji w unowocześnianie gospodarstw, zwiększenie ich wydajności, konkurencyjności). Niestety, Komisja Europejska uwzględniła ten postulat dość symbolicznie. Zaproponowała wyrównywanie poziomu dopłat dla rolników w poszczególnych krajach, ale ma się to odbywać w bardzo wolnym tempie. W tak wolnym, że w 2020 r. rolnicy z Polski czy krajów bałtyckich wciąż będą otrzymywać dużo mniejsze dopłaty niż ich koledzy z wielu innych krajów UE.

Dziś dopłaty dla polskich rolników, to 80 proc. unijnej średniej. W 2020 r. – według propozycji KE – będą stanowić, jak wyliczył były minister rolnictwa Wojciech Olejniczak, 83,5 proc. tej średniej, rosnąc jedynie o 9 euro w przeliczeniu na jeden hektar – z 215 do 224 euro.

Takie same symulacje przedstawiła zresztą sama Komisja Europejska, a ściślej wiceszef Dyrektoriatu Rolnictwa i Terenów Wiejskich w KE, Jerzy Plewa. Z jego prezentacji, pokazującej główne założenia projektu reformy WPR, wynika, że w 2020 r. holenderscy rolnicy będą nadal dostawać ponad 400 euro na hektar, duńscy, niemieccy, cypryjscy, włoscy, belgijscy – przeszło 300 euro, litewscy, łotewscy i estońscy – wciąż poniżej 200 euro, rumuńscy i portugalscy – ok. 200 euro, a słowaccy – poniżej 220 euro.

Utrzymanie tak dużych dysproporcji, zbyt wolne tempo zrównywania dopłat jest głównym powodem, dla którego przedstawiony przez Brukselę projekt reformy Wspólnej Polityki Rolnej ostro krytykuje minister rolnictwa, Marek Sawicki. Twierdzi on, że zaproponowane przez KE zmiany są kosmetyczne, dyskryminują polskich rolników, nie zapewniają w UE równej konkurencji, są obliczone na zachowanie status quo. I że doprowadzą do stagnacji europejskiego rolnictwa, pogorszenia jego konkurencyjności.

Aby przeczytać cały artykuł, wejdź na: