Siłę złotego w I kwartale wyliczyła agencja Bloomberg. Według niej 7,5-proc. aprecjacja dała naszej walucie pierwsze miejsce wśród 170, których notowania można znaleźć w serwisie. Jednak powinniśmy oswajać się z wizją słabnącego polskiego pieniądza.
Pierwszy powód to wstrzemięźliwość Europejskiego Banku Centralnego w udzielaniu kolejnych długoterminowych pożyczek dla banków. To właśnie dwie transze takich pożyczek – tzw. LTRO – o łącznej wartości ponad 1 bln euro spowodowały nie tylko wzrost popytu na obligacje krajów południowej Europy, ale też polskie papiery skarbowe i złotego. Drugi to pogorszenie perspektyw wzrostu gospodarczego na świecie. – Rynek zaczyna bacznie przyglądać się planom konsolidacji fiskalnej takich krajów, jak Hiszpania, w Polsce oczekiwane jest spowolnienie gospodarcze, a efekt LTRO już wygasł. To wystarczy, żeby złoty zaczął się osłabiać – mówi Jakub Borowski, główny ekonomista Kredyt Banku. Jego zdaniem w połowie roku za euro będziemy płacić 4,20 zł. Dolar może kosztować 3,21 zł.
Bardziej pesymistyczne prognozy przedstawia Przemysław Kwiecień z X-Trade Brokers. Według niego złoty osłabi się do 4,24 zł za euro i 3,26 zł za dolara. Analityk wskazuje, że złotemu ciążyć będzie niepewna sytuacja w strefie euro i rosnące obawy, że globalna gospodarka zwolni przez hamujące Chiny.
– Po euforycznym I kwartale kolejne trzy miesiące będą okresem zadawania pytań o perspektywy gospodarki. Jeśli będą one gorsze, plany obniżania deficytów budżetowych w strefie euro mogą okazać się nierealne. Inwestorzy tego się właśnie boją – tłumaczy analityk XTB. Jego zdaniem można było się spodziewać, że pożyczki z EBC przyniosą krótkotrwały skutek, jeśli nie pójdzie za nimi ożywienie gospodarcze. Ekonomiści Kredyt Banku są zdania, że tak właśnie było: pieniądze z banku centralnego poprawiły bilanse banków komercyjnych i trafiły na rynek finansowy, ale nie spowodowały wzrostu podaży kredytów dla firm. Gdyby akcja kredytowa wzrosła, szanse na uniknięcie recesji w strefie euro też byłyby większe.
Reklama