Kraje te, bogate w ropę, korzystają na wysokich cenach tego surowca, wiec dysponują gigantycznymi zasobami gotówki. Innymi słowy – przypominają baśniowy Sezam, z którego można złoto wynosić czapkami. Tylko Arabia Saudyjska chce wybudować u siebie infrastrukturę i obiekty przemysłowe za 100 mld dolarów. Do tego dochodzą pieniądze, które Arabowie mogą wydać za granica.

To są sumy, od których można się spocić, zwłaszcza gdy się nosi ciepła czapkę. A pan premier takowa posiada. Wszyscy pamiętają zdjęcia z wizyty w Peru, na których głowa naszego rządu odziana w chullo – ciepłe, kolorowe andyjskie nakrycie głowy – zwiedzała Machu Picchu. O ile mi wiadomo, to był główny sukces tamtego wyjazdu. Inne podróże tez nie przyniosły oszałamiających rezultatów. Z Kataru Donald Tusk wrócił z czapka w połowie pusta. Przywiózł wtedy inwestora dla stoczni, którego – jak się ostatecznie okazało – nie było, oraz kontrakt na dostawę drogiego LNG, który nadal obowiązuje. W czasach prezydencji premier jeździł po Europie, aby zapewnić nam udział w decyzjach podejmowanych przez kraje strefy euro.

Wrócił znowu z czapka, tym razem niewidka. Bo ustalono, ze na zebraniach ministrów być wprawdzie możemy, ale przy poważnych sprawach nikt nie zauważy naszego sprzeciwu. Mam nadzieje, ze tym razem będzie inaczej i ze biznesmeni, którzy pojada z premierem na Bliski Wschód, wrócą z dużymi szansami na kontrakty czy wręcz promesami. Byłoby głupio, gdyby jedynym efektem tej wizyty okazał się zakup przez premiera pamiątkowego turbanu.