Europejskie firmy idą w ślady swoich amerykańskich konkurentów i w większym stopniu finansują działalność pieniędzmi pozyskanymi z rynków niż kredytów bankowych. W pierwszym kwartale tego roku banki pożyczyły o niemal połowę mniej przedsiębiorcom, co bezpośrednio przyczynia się do zahamowania wzrostu gospodarczego w Unii.
Jak podaje firma analityczna Dealogic w I kwartale tego roku firmy w Unii Europejskiej pozyskały na rynkach 179,5 mld dol., o 38 proc. więcej niż w pierwszych trzech miesiącach poprzedniego roku. Jednak w tym samym czasie aż o 45 proc. (do 112,9 mld dol.) spadła liczba kredytów zaciąganych przez unijne firmy w bankach.
>>> Czytaj też: Lepsze warunki kredytowania dla zawodów zaufania publicznego
– Amerykanie od pokoleń w większym stopniu inwestują na giełdzie. W Europie dominuje natomiast pośrednictwo banków – mówi DGP Mark Allen, szef misji MFW w Polsce. Kryzys odwrócił jednak tę logikę.
Do końca czerwca banki muszą dostosować się do nowych norm ostrożnościowych (Bazylea 3) i zwiększyć do 9 proc. wartość kapitałów w stosunku do udzielonych kredytów. Dlatego ograniczają udzielanie kredytów. Dodatkowo na rynku międzybankowym panuje duża nieufność. Nikt nie jest dzisiaj pewien, jaka jest kondycja instytucji finansowej, z którą współpracuje. Stąd bankom trudniej pozyskać kapitał na udzielanie kredytów. – Z tych wszystkich powodów cena funduszy uzyskanych na giełdzie jest dla firm niższa niż kredytów w bankach – mówi Allen.
Firmom jest relatywnie coraz łatwiej uzyskać fundusze od inwestorów giełdowych, bo ci coraz mniej chętnie inwestują w obligacji państw strefy euro. Te z południa Europy są uważane za ryzykowne, a obligacje Niemiec czy Holandii przynoszą mały zysk. – W tym kontekście pożyczka dla wielkiej korporacji publikującej swoje dane finansowe może być pewniejsza niż udzielanie kredytów niektórym państwom – mówi DGP Marc Stocker, ekonomista Europejskiej Federacji Przedsiębiorców BusinessEurope.
>>> Zobacz też: Unia na niemieckich warunkach: Berlin nową stolicą zjednoczonej Europy
Jak podaje Dealogic, na początku kwietnia średnie oprocentowanie kapitału uzyskanego na giełdach przez najwyżej cenione korporacje spadło do 3,57 proc. wobec 4,84 proc. pod koniec ub. roku. To niewiele, zważywszy na relatywnie wysoką (2,6 proc.) inflację w strefie euro. Korzystając z tak dobrych warunków, część firm przeprowadza emisje, które planowały na dużo późniejszy termin. Jednym z przykładów jest koncern hutniczy Arcelor, który uzyskał w lutym z giełdy 3 mld dol., aby spłacić zobowiązania, które przypadają dopiero na koniec 2013 r. Arcelor to duży koncern, który na taki manewr może sobie pozwolić. Gorzej wygląda sytuacja w przypadku małych firm. – Dla nich pozyskiwanie kapitału z rynku jest kosztowne. Trzeba wnieść opłaty do giełdy, przygotować prospekt emisyjny, uzyskać rating jednej z agencji. Zwykle tylko duże firmy się na to decydują – mówi nam Marc Stocker. Tymczasem to właśnie małe i średnie firmy w Unii wytwarzają 70 proc. PKB i zatrudniają 70 proc. pracowników. M.in. dlatego w styczniu (ostatnie dostępne dane) produkcja przemysłowa w strefie euro spadła o 1,2 proc. wobec poprzedniego roku, a bezrobocie skoczyło do 10,6 proc., najwięcej od powołania wspólnej waluty.
Zjawisko opisywane przez Dealogic nie dotyczy Polski. Nasze firmy nie mają problemów z zaciąganiem kredytów bankowych. Ich wartość na koniec lutego tego roku wynosiła 262,9 mld zł, czyli aż o 18,3 proc. więcej niż rok wcześniej. Według danych agencji Fitch w Polsce firmy pozyskują z rynku jedynie 28 proc. kapitału. Reszta pochodzi z kredytów bankowych.