W okolicznościowym, wielkanocnym wywiadzie dla katolickiego tygodnika „Új Ember” premier V. Orbán, po raz kolejny, dał wyraz rozczarowaniu Europą, która „cierpi, bo straciła swoje (chrześcijańskie) korzenie”, a równocześnie „nic w niej nie jest dokończone, wszystko się bezustannie zmienia”. Ostro zaatakował też światową finansjerę, która „przez osiem lat brutalnie zadłużyła nasz kraj”.

Nie wiadomo, zaznacza premier Orbán, „czy świat pozwoli nam na utrzymanie suwerenności w podstawowych kwestiach”. Ale i tak kończy optymistyczną nutą: „Pod jednym względem jesteśmy mistrzami świata – w beznadziejnej sytuacji ponownie potrafiliśmy stanąć na nogi…”.

Stoją, czy jednak leżą – to też kwestia, w której nie ma na Węgrzech zgody. Kraj w minionych dwóch latach jeszcze bardziej podzielił się, spolaryzował, a zarazem – niestety – spauperyzował. Poparcie dla rządzącego Fideszu spada. Nawet potężny i optymistycznie nastawiony premier przyznaje, iż gospodarczo on sam i jego gabinet nie da rady. Więc gdzie będzie szukał pomocy? W MFW, czy może ponownie na Wschodzie, w Chinach i Indiach, gdzie wybiera się pod koniec maja?

Reklama

Przebieg tegorocznego święta narodowego 15 marca dużo mówił o nowych węgierskich realiach spod znaku „systemu Orbána”. Tego dnia w centrum Budapesztu przeprowadzono kilka masowych imprez rządowych z udziałem tysięcy osób. W innych miejscach miasta, też tysiącami, demonstrowała opozycja, zorganizowana przez portale społecznościowe i ruchy pozaparlamentarne.

Niestety, nie miała tak mocnego przesłania, jak premier Viktor Orbán, który na placu Kossutha, przed gmachem parlamentu potwierdził przyjęty przed dwoma laty, w wyniku „rewolucji przy wyborczych urnach” kurs „wolnościowy” Węgier, oznaczający sprzeciw wobec sił ponadnarodowych i globalizacyjnych, a polegający na budowie suwerennych Węgier, kształtujących własny porządek nawet w ramach Unii Europejskiej. Słowa premiera zapewniającego zebrane tłumy, także te przywiezione z Polski przez „Gazetę Polską”, iż „nie jesteśmy kolonią” i nie będą nami rządzić „ludzie w dobrze skrojonych garniturach”, tak jak poprzednio „ludzie w dobrze skrojonych mundurach”, odbiły się głośnym echem na Węgrzech i w świecie, a nawet wywołały negatywną reakcję rzecznika przewodniczącego Komisji Europejskiej.

Masowe imprezy 15 marca odwróciły uwagę od innego wydarzenia tego dnia, kiedy to siły skrajnie prawicowe i nacjonalistyczne z ruchu László Toroczkaiego wdarły się do peszteńskiego Centrum Bankowego, gdzie ma swoje biuro przedstawicielstwo Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW). Bojowo nastawieni intruzi chcieli rozmawiać z wyznaczonym przez Fundusz szefem misji na Węgry Christopherem Rosenbergiem. Najwyraźniej nie wiedzieli, że ten na stałe przebywa w Waszyngtonie. Gdy nikt nie chciał z demonstrantami rozmawiać, bo w dzień świąteczny nikogo tam nie było, ci rzucili w budynku kilka petard, wzniecając ogień.

Kwestia kontaktów z MFW pojawia się w węgierskim dyskursie z różnym natężeniem od listopada 2011 r., kiedy to – niespodziewanie dla wszystkich – rząd postanowił ponownie zwrócić się do niego o kredyty, chociaż wcześniej z dumą podkreślał, że „wyzwolił się” także od jego „negatywnych” wpływów, podobnie jak Komisji Europejskiej. Głośno na ten temat zrobiło się w Wielkim Tygodniu przed Wielkanocą, gdy wyznaczony przez rząd główny negocjator Tamás Fellegi, ponownie udał się do Waszyngtonu i znów wrócił z niczym. Nikt z nim nie negocjował.

Fellegi jeździ do Waszyngtonu na próżno. Wstępne warunki stawiane Węgrom są znane. Zanim rozpoczną negocjacje w sprawie nowej linii kredytowej (poprzednią, w wysokości 25 mld dolarów, Węgry dostały pod koniec 2008 r., z MFW i Europejskiego Banku Centralnego), muszą dogadać się z Komisją Europejską, która postawiła im kilka warunków w związku z obowiązującą od 1 stycznia tego roku nową Konstytucją i ustawami ją uzupełniającymi.

Chodzi o niezależność banku centralnego, warunki działania rzecznika ds. danych osobowych oraz obniżenie wieku emerytalnego sędziów i prokuratorów do 62 lat. Sam MFW, ustami szefowej jego biura w Budapeszcie Iriny Iwaszczenko, dodaje jeszcze inne kryteria, czysto ekonomiczne: trzeba zaostrzyć reżim budżetowy, poprawić klimat do inwestowania i zwiększyć poziom zatrudnienia. To – zdaniem Funduszu – są aktualnie najpoważniejsze wyzwania, przed którymi stoją Węgry. Przy czym MFW proponuje jeszcze m.in. wprowadzenie podatku od własności oraz rozważenie możliwości odejścia od liniowego podatku dochodowego PIT.

Zdaniem węgierskich ekonomistów problemów jest znacznie więcej.

Aby przeczytać cały artykuł, wejdź na: