Rozpoczynająca się dziś wizyta premiera Wen Jiabao przypieczętuje uznanie Polski za strategicznego partnera Pekinu. Ale chińska dyplomacja ma kilka definicji strategicznego partnerstwa.

Są nim objęci USA i ważni gracze w Unii, ale też Ukraina czy Pakistan. – Do tego pojęcia Chiny przywiązują odmienne znaczenie zależnie od kraju, z którym chcą współpracować – mówi Justyna Szczudlik-Tatar z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Kategoria partnerów, do których zalicza się Polska, ale też m.in. Ukraina, pojawiła się po wybuchu kryzysu.

Z powodu kłopotów gospodarczych Ameryki i Europy Pekin szuka nowych miejsc lokowania nadwyżek kapitału. A jest on ogromny: same rezerwy walutowe to 3 bln dol. – Porozumienie o strategicznym partnerstwie będzie o tyle istotne, o ile wypełnimy je treścią – mówił w 2011 r. podczas wizyty w Pekinie prezydent Bronisław Komorowski. 11-punktowa deklaracja o strategicznym partnerstwie jest ogólnikowa poza punktem 4., w którym Chiny jasno określają, czego oczekują od Polski: udziału w prywatyzacji państwowych przedsiębiorstw, zdobycia kontraktów na rozwój infrastruktury i podbicie przez chińskie firmy działające w Polsce rynków europejskich. Mimo usilnych starań Viktora Orbana Chiny nie uznały za strategicznego partnera żadnego innego kraju Europy Środkowej poza Polską. Kolejną kategorią partnerów są biedne kraje, które mają strategiczne dla Chin surowce.

Jednym z nich jest Turkmenistan, który ma zaspokoić połowę chińskiego importu gazu. Lub Mongolia, jej atut to złoża żelaza, węgla i miedzi. Są też partnerzy, którzy mają dla Chin znaczenie głównie wojskowe, np. Pakistan, dla którego Chiny są największym dostawcą broni i który dla Pekinu jest cennym sojusznikiem w konfrontacji z Indiami. Osobną kategorię stanowią USA. Umowę o strategicznym partnerstwie z Chinami zawarł prezydent George W. Bush. Od tej pory przedstawiciele obu krajów spotykają się przynajmniej raz do roku, a sygnałem, jak to ważne dla USA, jest mianowanie sekretarz stanu Hillary Clinton specjalnym przedstawicielem prezydenta USA ds. kontaktu z Chinami. Powód: gospodarki obu krajów są od siebie zależne. Chiny mają 26 proc. gigantycznego długu USA (14 bln dol.), ale bez dostępu do amerykańskiego rynku nie są w stanie utrzymać szybkiego rozwoju (w 2011 r. sprzedały do Ameryki towary za 400 mld dol.).

Reklama

Niższą kategorią partnerów jest 7 najważniejszych krajów starej Unii. – Tu celem obu stron jest rozwinięcie współpracy do poziomu „amerykańskiego”, czego uzupełnieniem jest układ o strategicznym partnerstwie między całą UE a Chinami – mówi Francois Godiment, dyrektor paryskiego instytutu Asia Center. Najbardziej ambitne plany mają Niemcy. W grudniu Berlin po raz pierwszy sprzedał do Chin więcej niż do USA (za 5,3 mld euro). A do 2020 r. aż 15 proc. eksportu ma trafiać do Chin. Pekin akceptuje te plany, w zamian liczy na niemieckie inwestycje i technologie.

– Na tych samych zasadach Chiny oczekują współpracy z francuskimi koncernami państwowymi, jak Areva (reaktory jądrowe) czy Airbus – mówi Godiment. Ale handel pozostaje tu bardzo niezrównoważony: aż 1/3 francuskiego deficytu w 2011 r. (75 mld euro) była spowodowana przez wymianę z Chinami. Osobna grupa partnerów to kraje wschodzące, tzw. BRICS. Pekin liczy na efekt synergii: współpraca szybko rozwijających się gospodarek jeszcze przyspieszy ich wzrost. W ubiegłym roku obroty handlowe między Chinami i RPA skoczyły o 56 proc. (do 25 mld dol.).

Z kolei dla Brazylii Chiny już są największym partnerem handlowym (i inwestorem zagranicznym). W 2011 r. wymiana między oboma krajami osiągnęła 57 mld dol. Jeszcze bardziej ambitne plany ogłosił w ub.r. prezydent Chin Hu Jintao wobec Rosji. Jego zdaniem do 2015 roku obroty handlowe między oboma krajami przekroczą 100 mld dol., a w 2020 – 200 mld dol.