RPP jednak zdecydowała się na podwyżkę stóp. Do ostatniej chwili na rynkach utrzymała się niepewność co ostatecznie postanowią władze monetarne. Widać, że dokonując wyboru pomiędzy własną reputacją a wiarą w samoistny spadek inflacji w wyniku osłabienia koniunktury – RPP postawiła na to pierwsze. Deklaracja prezesa NBP sprzed miesiąca, dotycząca konieczności walki z uporczywą inflacją, nie była więc rzucona na wiatr. Dzisiejsza decyzja świadczy o tym, że rada chce skuteczniej walczyć z inflacją, która od ponad roku przekracza górny pułap celu, wyznaczony na 3,5%.

Decyzja o podwyżce stóp procentowych stawia nas w jednym szeregu, z takimi krajami, jak Sri Lanca, Jordania, Kolumbia czy Rwanda, które w tym roku podnosiły stopy. Generalnie na świecie trend jest bowiem odwrotny – stopy albo spadają, albo utrzymywane są na rekordowo niskich poziomach. Tak jest w Europie, USA, ale też w naszym regionie. Od listopada ub.r. cztery razy stopy obcięto np. w Rumunii, w Czechach są one rekordowo niskie od dwóch lat (0,75%), a na Węgrzech prognozowana jest rozpoczęcie obniżek w najbliższych miesiącach.

Dzisiejsza podwyżka stóp oznacza w perspektywie wzrost obciążeń dla spłacających kredyty w złotych, ale też większe problemy dla tych, którzy dopiero będą się o nie ubiegać. Dziś rata nowego kredytu na 300 tys. zł (30 lat) zaciągniętego na przeciętnych rynkowych warunkach (oprocentowanie 6,13%) wynosi 1823 zł. Gdyby 3-miesięczna stopa WIBOR podniosła się z obecnego poziomu 4,94% do 5,19%, czyli dokładnie o tyle, o ile RPP podniosła stopy, rata naszego kredytu byłaby wyższa o 50 zł. Mniej więcej takiego wzrostu stopy WIBOR oczekuje rynek (sądząc po notowaniach kontraktów FRA) w perspektywie sześciu miesięcy.