Inwestor, któremu nie wystarczają akcje czy produkty oferowane przez krajowe TFI, może spróbować swoich sił na rynku ETF, czyli funduszy notowanych na giełdzie. Są to instrumenty wiernie odwzorowujące zachowanie wybranego indeksu czy towaru. Z naszej ankiety wynika, że ETF notowane na zagranicznych giełdach znajdują się w ofercie 5 domów maklerskich: DM BZ WBK, DM PKO BP, Erste Securities, ING Securites i KBC Securities.
ETF dają unikalną możliwość inwestowania w poszczególne branże czy najbardziej wymyślne indeksy. Na przykład w indeks strachu VIX (taką możliwość daje m.in. DM BZ WBK), spółki wietnamskie (Vietnam Index ETF) i małe firmy australijskie (IQ Australia Small Cap Index ETF) – te dwa fundusze są dostępne w ofercie KBC Securites.
Warto dopytać o szczegóły pełnej oferty polskich domów maklerskich w zakresie ETF, bo mocno się ona różni. Dla przykładu: DM BZ WBK oferuje ponad 500 ETF, z czego aż 420 to fundusze z ekspozycją na rynki akcji, a KBC Securites udostępnia tylko nieco ponad 100 ETF, z czego połowa pozwala inwestować w różnego rodzaju surowce.
Reklama
Ile to kosztuje? Najniższą prowizję pobieraną przy zakupie certyfikatu ETF – w wysokości zaledwie 0,1 proc. wartości transakcji – można wynegocjować w DM PKO BP. Należy jednak pamiętać, że instytucja pobiera też roczną opłatę w wysokości 0,15 proc. za przechowywanie zagranicznych papierów wartościowych. Najwyższą prowizję na rynku pobiera ING Securities – sięga ona 0,7 proc. wartości transakcji i nie może być mniejsza niż 70 euro (czyli co najmniej około 300 zł).
Przed podjęciem decyzji o zakupie certyfikatów funduszu warto upewnić się, czy giełda, na której notowany jest produkt, nie nalicza opłaty operacyjnej za rozliczenie transakcji. W zależności od rynku wahają się one w granicach 15 – 40 euro. To powoduje, że tego rodzaju fundusze tak naprawdę dostępne są tylko dla inwestorów majętnych, którzy przyjmują w dodatku raczej długi horyzont inwestycyjny.
Mimo to ETF wśród inwestorów z Zachodu cieszą się bardzo dużym powodzeniem. Opłaty pobierane za zarządzanie przez instytucje emitujące certyfikaty są zazwyczaj niższe niż w przypadku tradycyjnych funduszy inwestycyjnych. Świetnie widać to choćby na przykładzie funduszu Lyxor ETF WIG20, jednego z trzech tego rodzaju produktów notowanych na GPW: opłata za zarządzanie wynosi 0,45 proc., podczas gdy średnia dla krajowych funduszy akcji 3,75 proc.
Krajowe domy maklerskie przyznają jednak, że z możliwości inwestowania w zagraniczne ETF korzysta niewielu klientów.
– Polacy zrazili się do tego typu produktów z dwóch powodów – twierdzi Aleksander Ferenc z ING Securities.
– Banki często oferowały struktury oparte na takich produktach, ale w stosunku do rynku miały opóźnienie. To powodowało, że klienci wchodzili na rynek na tzw. górce, gdy inni inwestorzy tak zaczynali wychodzić z rynku. Efekt był taki, że w najlepszym wypadku zwracany był kapitał. Poza tym nie każdy ETF, mimo że jest notowany na giełdzie, jest instrumentem płynnym. Często są kłopoty z jego sprzedażą w wybranym momencie – tłumaczy Ferenc.