Unijni eurokraci co chwilę wymyślają nowe, cudowne sposoby na walkę ze spowolnieniem gospodarczym i kryzysem w strefie euro. Problem w tym, że zdecydowana większość ich pomysłów zostaje na papierze.
Od wybuchu kryzysu Komisja Europejska pełni rolę naczelnego wytwórcy planów ratunkowych dla UE. Problem w tym, że większość pozostaje na papierze. Dokumenty pisane w brukselskim gmachu Berlaymont dorobiły się własnej nazwy: zamki z atramentu.
Od jesieni 2008 r., średnio co 8 miesięcy, w Brukseli publikowano przełomowe dokumenty. Tylko co piąta z zawartych w nich rekomendacji została wprowadzona w życie. – To nie są czasy Jacquesa Delorsa. Komisja jest za słaba, by nadawać ton rozwoju Unii. Realna władza jest w Berlinie, Paryżu czy Rzymie – mówi Nicolas Veron, ekonomista brukselskiego Instytutu Bruegla.
Ekipa Jose-Manuela Barroso zaczęła ambitnie. Odpowiedzią na załamanie rynku nieruchomości w USA i krajów Eurolandu oraz spowolnienie była publikacja „Planu przezwyciężenia kryzysu” (listopad 2008). Zawierał on pomysł uruchomienia z funduszy publicznych wartego 200 mld euro (1,5 proc. PKB strefy euro) pakietu stymulacji gospodarki. „W trudnych czasach należy wykazać się wyobraźnią, determinacją i elastycznością” – radził KE. Pojawia się też propozycja „mądrych inwestycji”, jak poprawa wydajności energetycznej przemysłu czy przyjaznych środowisku technologii w motoryzacji. Rada UE nie zajęła się żadnym z tych pomysłów. Kryzys przyspieszył i trzeba było natychmiastowych działań, a nie takich, które dadzą efekty za wiele lat. A zajęte ratowaniem upadających banków państwa nie miały już funduszy na pakiety stymulacyjne.
Reklama
Połowiczny sukces Bruksela osiągnęła w maju 2009 r., powołując grupę ds. reformy systemu nadzoru finansowego pod kierunkiem Jacquesa de Larosiere. Były szef EBOR zaproponował ustanowienie europejskich instytucji zajmujących się nadzorem banków, giełd i towarzystw ubezpieczeniowych, co faktycznie nastąpiło. Ale najważniejszy z nich, Europejski Urząd Nadzoru Bankowego (EBA) w Londynie nie otrzymał wystarczających uprawnień, by skutecznie monitorować kondycję instytucji finansowych i przeprowadzić rzetelne stress testy – czego dowodem jest załamanie Bankii i szerzej systemu bankowego Hiszpanii.
W listopadzie 2010 r. KE zaproponowała wprowadzenie europejskiego semestru: systemu monitorowania projektów budżetów krajów UE, nim zostaną uchwalone przez parlamenty narodowe. To był poważny krok w kierunku unii fiskalnej – w teorii. Wprawdzie w połowie 2011 r. każdy z krajów Unii przesłał do Brukseli projekty wydatków budżetowych. Jednak tylko w niektórych państwach, jak Irlandia, zalecenia KE pozwoliły na uzdrowienie finansów publicznych. W Hiszpanii, Francji czy Holandii deficyt budżetowy był większy, niż planowano. A Niemcy nie posłuchały rady, by spowolnić tempo redukcji deficytu, zwiększyć konsumpcję i tak pomóc innym krajom Eurolandu przełamać recesję.
W marcu 2011 r. 23 kraje UE zatwierdziły lansowany przez KE pakt euro plus zakładający koordynację polityki fiskalnej i działań na rzecz poprawy konkurencyjności gospodarki. O koordynacji nie ma mowy, bo to nie KE gra w tu pierwsze skrzypce. Na szczyt UE w sprawie strategii wzrostu w maju przywódcy Unii przyjechali podzieleni: Francois Hollande popierany przez Hiszpanię i Włochy naciska na zwiększenie wydatków, Angela Merkel ze wsparciem Holandii i Austrii kładzie akcent na dalsze zaciskanie pasa.
W grudniu 2011 r. wszedł w życie pakiet sześciu aktów prawnych (sześciopak), który przewiduje nałożenie surowych (od 0,2 do 0,5 proc. PKB) kar dla krajów, które przekroczą limity budżetowe. Decyzję w tej sprawie może zablokować Rada UE kwalifikowaną większością głosów. Czy Brukseli starczy determinacji, by nałożyć sankcje na największe kraje Eurolandu, okaże się w przyszłym roku. Na razie Jose-Manuel Barroso zapowiedział przesunięcie o rok (do 2014 r.) rozliczenia najbardziej problematycznego kraju: Hiszpanii.
Zupełnym falstartem są dwie ostatnie propozycje KE: lutowy pomysł powołania obligacji stabilizacyjnych (eurożargon na określenie euroobligacji gwarantowanych przez kraje strefy euro) oraz majowa propozycja ustanowienia unii bankowej, zgodnie z którą Europejski Mechanizm Stabilizacji (ESM) mógłby bezpośrednio wspierać zagrożone banki. Obu propozycjom sprzeciwiły się Niemcy. Dokumenty wyprodukowane w KE pozostaną martwe.