Wciąż słyszymy gorące debaty o tym, na ile państwo powinno ingerować w rynek. Najważniejsze jednak pozostaje niewypowiedziane - wolny rynek nie istnieje sam z siebie, a tym bardziej bez państwa - pisze Alex Marshall.

Amerykanie do czasu najbliższych wyborów prezydenckich 6. listopada będą zalewani milionami zdań o niebezpieczeństwach i zaletach państwa. Najważniejsze jednak pozostanie niewypowiedziane.

Dla Republikanów państwo jest rakotwórczą siłą, a zatem ich zadaniem jest zabezpieczyć „wolności dane od samego Boga”. Sukces przychodzi tylko jako efekt indywidualnej, ciężkiej pracy, przy pomocy wiary i rodziny. Republikanie ogłaszają się jako „partia maksymalnej wolności gospodarczej”, która wspiera dobrobyt, zapewniając jednostkom i rodzinom wolność (od działań rządu).

Demokraci z kolei pomogą znaleźć pracę czy wezmą w opiekę publicznej służby zdrowia. Chcą pokazać, że „my wszyscy” jesteśmy razem – tak jak argumentował Bill Clinton podczas konwencji Demokratów.

Nawet jednak Demokraci starają się wyjaśnić głębszą rolę, jaką w naszym życiu odkrywa rynek – tak uwielbiany przez Republikanów.

Reklama

Wszyscy zgadzają się co do jednego, mianowicie, że pewien rodzaj niezależności, wolnego rynku istnieje sam z siebie, tak samo jak istnieje np. prawo grawitacji. Różnica polega na tym, że Demokraci chcą regulować ów wolny rynek, zaś Republikanie chcą go zostawić w spokoju. Tak naprawdę jednak wolny rynek nie istnieje sam z siebie, nawet jako pewna koncepcja, bo to właśnie państwa kreują rynek.

Tworzenie rynku

Państwo jest odpowiedzialne za każdy aspekt gospodarki rynkowej, od tworzenia praw definiujących własność prywatną aż po budowę dróg, od których w dużej mierze zależy handel. Kiedy sfera ekonomii była mniej skomplikowana, wieki temu państwa budowały proste rynki. Dziś państwa tworzą znacznie bardziej skomplikowane.
Upłynęło wiele lat, zanim narodziło się dzisiejsze postrzeganie prawa własności, gdzie kawałek ziemi może być zmierzony, kupiony i sprzedany.

W 1474 roku wenecki senat był pierwszym, który ustanowił system patentowy promujący wynalazczość. Nowe prawo bowiem gwarantowało, że w razie gdy wynalazca dokona jakiegoś odkrycia, będzie nagrodzony prawem ograniczonego monopolu na wynalazki. Inne narody skopiowały ten pomysł.

Państwa od zawsze inwestowały w infrastrukturę, taką jak drogi, porty czy młyny. Za słynny przykład może tu posłużyć zbudowanie kanału Erie w stanie Nowy Jork w 1825 roku. Paul Johnson, brytyjski, konserwatywny historyk nazwał budowę tego kanału największym państwowym przedsięwzięciem wszech czasów z punktu widzenia bogactwa, które dzięki temu powstało.

Dzisiejsza debata w USA na temat inwestycji w koleje dużej prędkości jest niczym innym jak kontynuacją historycznego sporu, w infrastrukturę jakiego typu angażować środki publiczne.

Dokładnie tak samo, jak mogą istnieć dobre i złe formy rządów (demokracja, dyktatura), mogą również istnieć dobre i złe rynki.

Do czasu wprowadzenia 14. poprawki do konstytucji USA, która znosiła niewolnictwo, istniały bardzo rozbudowane organy państwa, zajmujące się regulacją kupna, sprzedaży i posiadania niewolników.

Jeśli zatem jesteś zwolennikiem wolnego rynku, wierzysz w indywidualny sukces i wspierasz prywatny biznes, jesteś jednocześnie zwolennikiem państwa. Jedno nie może istnieć bez drugiego. Stosunek państwa do rynku i kapitalizmu jest jak stosunek rodzica do dziecka.

Paul Ryan, nominowany na wiceprezydenta USA przez Republikanów, może tego nigdy nie zaakceptować – jeśli jest wiernym wyznawcą poglądów Ayn Rand. Autorka ta bowiem uważała, że państwo jest pasożytem na ciele rynku.

Jest jednak nadzieja dla reszty z nas. Możemy przestać mówić o walce państwa z rynkiem i zacząć poważną debatę na temat, jakiego rynku chcemy. Jeśli zrozumiemy, że w demokracji to państwo kreuje rynek, to zobaczymy, że tworzymy go czyli tak naprawdę my - obywatele. A nasi kandydaci powinni nam powiedzieć, jak chcą ów rynek urządzić.

Chciałbym zobaczyć Mitta Romney’a i Baracka Obamę w debacie o zmianach, np. w zakresie prawa własności intelektualnej. Czy obaj kandydaci mają pomysł na to, jak uregulować system praw własności i system patentowy w czasach, kiedy słowa, dźwięki i obrazy mogą być wymieniane bez żadnych kosztów na całym świecie? Sprawy te nie powinny być zostawione tylko sądom i lobbystom.

Państwo jest nie tylko nocnym stróżem, który w razie potrzeby wymienia żarówki na wielkiej arenie prywatnego biznesu. Tak naprawdę państwo jest architektem, który zaprojektował od podstaw tę wielką arenę. Podczas tych wyborów albo to sobie uświadomimy, albo pozostaniemy w ciemności niewiedzy.

Alex Marshall – autor książki “The Surprising Design of Market Economies.”