Lata 80. XX wieku to dla Internetu prawdziwa prehistoria. Z sieci komputerowej, poza wojskiem, korzystali wówczas głównie akademicy. Nie znaczy to jednak, że zajmowali się wyłącznie wymianą wyników badań, głębokich przemyśleń i merytorycznych komentarzy. Jak wspomina wynalazca emotikonu :-), profesor Scott E. Fahlman na Uniwersytecie Carnegie Mellon w Pensylwanii dyskutowano na przeróżne tematy: od aborcji do uniwersyteckiego parkingu. „Nawet w tamtych czasach przeciągające się „flame wars” znajdowały się na porządku dziennym”.

W tym z dzisiejszej perspektywy bardzo hermetycznym gronie użytkowników sieci pojawił się jednak problem z właściwym rozumieniem komunikatów. Dotyczyło to zwłaszcza wypowiedzi ironicznych i sarkastycznych. Gdy ktoś poważnie potraktował żartobliwy z założenia post, reagował zwykle rozbudowanym komunikatem, na który z kolei odpowiadali liczni użytkownicy, chcący wyjaśnić nieporozumienie. W krótkim czasie wątek zostawał zaśmiecony przez nic nie wnoszące do dyskusji głosy.

>>> Czytaj też: Internet to mistyczna siła, której wciąż nie rozumiemy

Najpierw Pensylwania

Reklama

U podstaw problemu leżał oczywiście brak obecnych podczas rozmowy twarzą w twarz sygnałów ironii – mimiki, tonu głosu, gestykulacji. Z kolei graficzne możliwości ówczesnych systemów były w praktyce ograniczone do podstawowych znaków kodu ASCII. Praktyczni naukowcy szybko wpadli na pomysł, by ustalić znak wskazujący na humorystyczny zamiar nadawcy. Zaproponowano różne symbole *, #, %, & oraz {#} (ten ostatni znak przedstawiać miał rozciągnięte w uśmiechu usta i odsłonięte zęby), ale popularność zdobyła dopiero propozycja Fahlmana.

:-) obrócony o 90 stopni zgodnie z ruchem wskazówek zegara przypomina uśmiechniętą twarz. Internauci bardzo szybko odkryli też, że dzięki prostym modyfikacjom można było uzyskać inne znaczenia.

„W ciągu kilku miesięcy, zobaczyliśmy listy dziesiątek „uśmieszków”: usta otwarte z zaskoczenia, człowieka w okularach, Abrahama Lincolna, św. Mikołaja, papieża itd.” – wspomina Fahlman. „Tworzenie tych pomysłowych kompilacji stało się dla niektórych ludzi prawdziwym hobby.”

>>> Zobacz też: Wspólna kultura - największe bogactwo pogrążonej w kryzysie Europy

Potem cały świat

Emotikony przyjęły się nie tylko w anglojęzycznym Internecie. Szybko rozprzestrzeniły się na cały świat. Dzięki prostej konwencji emotikony mogą być używane niezależnie od języka i odczytywane w sposób intuicyjny. A potrzeba wyrażania emocji okazała się wspólna dla użytkowników komputerów niezależnie od kultury i miejsca zamieszkania. Nie oznacza to jednak, że poszczególne narody nie wniosły własnego wkładu w bogactwo emotikonów. W 1985 r. w Japonii pojawił się emotikon (~_~), a wraz z nim narodziła się „azjatycka konwencja emotikonów”. Nowe symbole powstawały również choćby w Rosji i Korei, gdzie używa się innego od łacińskiego alfabetu.

Dziś dysponujemy dużo szybszymi łączami i mocniejszymi komputerami niż te z lat 80. ubiegłego wieku. Możemy komunikować się przez Internet niemal bez żadnych ograniczeń. Wideorozmowy przez komputer nie są niczym niezwykłym. Można więc powiedzieć, że emotikony od dawna są skazane na wymarcie. Fakt, że wciąż z nich korzystamy dowodzi, że trzydzieści lat temu profesor Fahlman wpadł na naprawdę dobry pomysł.

>>> Zobacz też: Memy internetowe: buźki, które zmieniły oblicze internetu