Dustina Moskovitza nic już nie łączy z FB. Dziś jest cenionym aniołem biznesu oraz niekonwencjonalnym filantropem.
Częściej znany jako Ikona, Geniusz i Jeden z Wielkiej Trójki. W historii zapisał się jako współzałożyciel Facebooka – wraz z Markiem Zuckerbergiem oraz Eduardo Saverinem. Jednak mało kto wie o tym, że Dustin Moskovitz odszedł z firmy w 2008 roku i nie miał już nic wspólnego z portalem (oczywiście, poza akcjami). Jednak koniec przygody z FB nie oznacza, że wycofał się z biznesu. Co dziś ze swoją fortuną robi 28-latek, jeden z najmłodszych miliarderów na świecie?
Cztery lata temu FB był na wschodzącej, wszyscy zgodnie mówili o świetlanej przyszłości portalu, inwestorzy wręcz narzucali się ze swoimi pieniędzmi, padały pierwsze pytania o termin wejścia na nowojorską giełdę. Nic dziwnego, bo o Facebooku było głośno od 2004 roku. – Decyzja o odejściu nie była dla mnie łatwa. Ale chciałem w końcu zrobić coś innego, bo czułem się zmęczony – tak lakonicznie Moskovitz odpowiada na pytania o porzucenie Facebooka.
Być może jest to prawda. Te cztery lata były niczym jazda wagonikiem górskiej kolejki: ekscytujące, ale również szalone i pełne ryzyka. Moskovitz miał prawo czuć się wycieńczony. Ale być może doszło między nim a Zuckerbergiem do niesnasek? Ten ostatni, choć sprawia wrażenie dobrodusznego i łagodnego, potrafi być w biznesie wyrachowany i bezlitosny. Przekonał się o tym Eduardo Saverin. Mark Zuckerberg, stosując nie do końca uczciwe metody, rozcieńczył jego udziały w Facebooku z 34,4 proc. do zaledwie 0,03 proc. Miejscem finałowego sporu między nimi miał stać się sąd, ale tuż przed rozpoczęciem rozprawy „Zuck” – najprawdopodobniej przewidując porażkę – zgodził się na pozasądową ugodę. Obie strony dochowują w tej sprawie tajemnicy, tak jak się zobowiązały. Nie wiadomo więc, ile dokładnie udziałów FB pozostało w rękach Saverina. Wiadomo tylko, że zyskał prawo do używania tytułu „współzałożyciela Facebooka”.
Reklama
Takim tytułem posługuje się także Moskovitz. Nie epatuje nim, choć bycie Jednym z Wielkiej Trójki pomogło mu w pierwszych samodzielnych przedsięwzięciach. To prawda, że po odejściu z Facebooka nie klepał biedy, ale też nie był jeszcze bogaczem. To miało się zmienić wraz z wejściem portalu na giełdę: wówczas należące do niego udziały zyskały na realnej wartości. W ciągu zaledwie kilku chwil stał się miliarderem, i to potrójnym. I wciąż nim pozostaje, choć FB nieustannie traci zaufanie inwestorów, przez co cena akcji cały czas spada.
Ale w 2008 roku Moskovitz potrzebował finansowego wsparcia, by rozruszać kolejny projekt. Gdyby nie dotychczasowa sława, z pewnością nie udałoby mu się zebrać 9 mln dol., a tak zawierzyły mu legendy Doliny Krzemowej oraz świata finansów nowego pokolenia, m.in. Peter Thiel (PayPal), Sean Parker (Napster) oraz fundusz Andreessen Horowitz. Gdy miał już te pieniądze w ręku, zakasał rękawy i wziął się do pracy. Jednak przez długi czas nic się nie działo, a media podały tylko informację, że każdy z zatrudnionych przez niego inżynierów mógł wydać, bagatela, 10 tys. dol. na „poprawę warunków pracy”, by stać się „bardziej kreatywnym i innowacyjnym”, zaś sam Moskovitz nie mieszał się w to, na co pieniądze zostały przeznaczone.
Na efekt działań trzeba było czekać aż do lutego ubiegłego roku: wówczas tu zadebiutowała platforma Asana. To usługa dla biznesu, także na urządzenia przenośne, wykorzystująca mechanizmy sieci społecznościowych do „poprawy jakości współpracy ludzi w grupach i lepszego zarządzania projektami”. A co to znaczy po naszemu? Magazyn „Business Week”, który miał okazję ją przetestować, twierdzi, że Asana jest aplikacją, w której „każdy może zobaczyć, nad czym w danej chwili pracuje jego kolega z zespołu, zadać mu pytanie, a postępy w pracy są natychmiast aktualizowane”. Na razie usługa nie zyskała wielkiej popularności wśród przedsiębiorców, choć firma chwali się tym, że korzystają z niej tacy potentaci internetowego rynku, jak Twitter, Foursquare czy Rdio. Ale to nie studzi zapału inwestorów: wartość projektu jest szacowana na 280 mln dol.
W tym samym czasie Moskovitzowi przestało wystarczać już samodzielne tworzenie czegoś z niczego, stał się także aniołem biznesu, który inwestuje własne pieniądze w przedsięwzięcia mające stać się hitami. Jest m.in. największym udziałowcem w start-upie, który opracował aplikację Path (oczywiście na urządzenia przenośne) do współdzielenia się zdjęciami. Tajemnicą poliszynela jest, że to właśnie za namową Moskovitza twórca Path David Morin (także były pracownik Facebooka) odrzucił wartą 100 mln dol. propozycję kupna zgłoszoną przez Google’a.
W 2011 roku taka pokerowa zagrywka mogła być opłacalna – rynek internetowy był jeszcze napędzany siłą Facebooka. Ale czy jest nią dziś, gdy FB wyrasta na największego giełdowego przegranego dekady, a inwestorzy odwracają się od firm związanych z siecią? Path na razie sromotnie przegrywa rywalizację z Instagramem (kupionym na początku roku przez FB za okrągły miliard dolarów), serwisem oferującym podobne usługi. Jednak Moskovitz utrzymuje, że odrzucenie oferty Google’a opłacało się i wciąż się opłaca.
Już po debiucie FB na giełdzie Dustin Moskovitz mocno zaangażował się (z narzeczoną) w działalność filantropijną poprzez własną fundację Good Ventures. Jest to jednak dość specyficzna odmiana dobroczynności, która nie ma swojego odpowiednika w języku polskim: high impact philantrophy. To działalność koncentrująca się na maksymalizacji efektów.
Fundacja Moskovitza nie szuka inicjatyw do wsparcia oraz nie przyjmuje próśb o przyznanie pomocy, mało tego – zniechęca do szukania z nią kontaktu. Jej zarząd sam znajduje interesujące projekty, przekazuje organizacjom pieniądze (zazwyczaj po ok. 50 tys. dol.), kontroluje ich wykorzystanie, a nawet pomaga w realizacji zadania. Wszystko zgodnie z zasadą maksymalizacji efektów. Beneficjentami zostało do tej pory kilka inicjatyw, często niemających nic wspólnego z pomocą dla najbardziej potrzebujących. Jednym z ostatnich wyróżnionych, i to sumą aż 15 mln dol., jest niewielki start-up Vicarius, który pracuje nad sztuczną inteligencją „uczącą się jak człowiek”. Nowa technologia, według badaczy, ma zyskać zastosowanie w medycynie i robotyce i zaowocować tańszymi lekami oraz innowacyjnymi technikami leczenia.
Wszystko wskazuje na to, że Moskovitz na poważnie traktuje nową działalność. Media podały, że do początku września sprzedał już 5,7 mln należących do niego akcji Facebooka, a zyskami zasilił Good Ventures. Ikona, Geniusz i Jeden z Wielkiej Trójki może jeszcze długo być i aniołem biznesu, i filantropem. Bo wciąż należy do niego 126 mln udziałów w największej społecznościowej sieci świata.
Moskovitz znany jest z działań łamiących reguły. Zatrudnionym przez siebie inżynierom dał po 10 tys. dolarów na „poprawę warunków pracy”