- Powrót do nalotow na stolicę Ukrainy
- Co kryje się w Żulianach?
- Dlaczego rosyjskie ataki stały się skuteczne
- Geranie z piekła rodem - szybkie, tanie i śmiercionośne
- Czy Ukraińcy mają plan B?
Powrót do nalotow na stolicę Ukrainy
Ostatni tak silny atak na Kijów miał miejsce 10 lipca, potem zapadła dziwna przerwa w rosyjskich uderzeniach. Przez niemal trzy tygodnie nie notowano większych rosyjskich uderzeń na stolicę. Przerwa ta zbiegła się z wizytą Keitha Kelloga, specjalnego wysłannika Donalda Trumpa do Kijowa. Czy to tylko przypadek? Nie sądzę.
Obecnie jednak Rosjanie wrócili do ataków, z jeszcze większą intensywnością. Eksperci zwracają uwagę, że stało sie to po tym jak Trump publicznie zaostrzył retorykę wobec Moskwy, skracając termin „ultimatum” wobec Kremla. Słowa te mogły zostać odebrane jako bezpośrednie zagrożenie i wywołały reakcję.
Skutki nalotu są tragiczne. W wyniku ataku w dzielnicy Borszczahówka zawaliła się część bloku mieszkalnego. Zginęło osiem osób, w tym dzieci. Ponad 30 mieszkańców zostało rannych siedem z nich to najmłodsi. Wszystko to w godzinach nocnych, gdy większość mieszkańców spała. Prezydent Zełenski nazwał ten atak podłym i „celowo zaplanowanym, by przeciążyć obronę przeciwlotniczą”. Ta reakcja, dym pożarów i latające rano nad Kijowem helikoptery gaśnicze pokazują, że atak był dla Ukrainy dotkliwy.
Co kryje się w Żulianach?
Znaczna część rosyjskiego uderzenia kolejny raz poszła na dzielnicę Żuliany. Wiemy to od niezależnych obserwatorów, bo kijów milczy o realnych skutkach ataków, podając tylko cywilne straty.
Wyjaśnijmy, że port Lotniczy Kijów-Żuliany to lotnisko w Kijowie, w dzielnicy Żuliany. To drugi port lotniczy obsługujący Kijów (poza Kijów-Boryspol). Jednocześnie to właśnie tutaj rozmieszczone są cenne amerykańskie systemy rakiet przeciwlotniczych Patriot, zdolne zestrzeliwać zarówno rakiety balistyczne, jak i pociski manewrujące. Nie ma wątpliwości, dzielnica Żuliany gdzie mieści się lotnisko to serce kijowskiej obrony przeciwlotniczej. Ale obecność tak cennego sprzętu ma swoją cenę.
Systemy Patriot są zbyt drogie i rzadkie, by przemieszczać je co kilka dni. Dlatego Ukraińcy trzymają je w jednym, przygotowanym logistycznie miejscu – z dostępem do prądu, dróg i ochrony. Lotnisko daje także systemowi Patriot otwarta przestrzeń, którą on potrzebuje. Żuliany to geograficznie idealna lokalizacja: dzielnica położona na wzgórzu, z której można chronić zarówno centrum, jak i rządowe dzielnice. Ale stałość tej pozycji to także słabość. Rosjanie doskonale wiedzą, gdzie szukać tarczy przeciwlotniczej Kijowa i konsekwentnie tam celują. Ostatni atak to już kolejne uderzenie w dokładnie tę samą lokalizację. To z tego lotniska pochodzą rozpowszechnione kadry alarmowego odpalenia całej baterii rakiet Patriot, tuż przed uderzeniem w to miejsce rakiety Kindżał.
Dlaczego rosyjskie ataki stały się skuteczne
Rosja wykorzystuje nie tylko przewagę sprzętową, ale i strategię wyczerpania oraz precyzji. Stałe pozycje systemów Patriot są doskonale znane satelitom i zwiadowcom. Dzięki temu Moskwa może planować ataki w taki sposób, by:
- omijać istniejącą obronę poprzez skomplikowane trasy przelotu,
- zmusić systemy do zużycia rakiet, których brakuje,
- wykonać uderzenie z różnych kierunków, myląc obronę.
W przypadku ostatniego ataku, Rosjanie wysłali aż trzy fale dronów, łącznie około 45 maszyn, a także kilka rakiet balistycznych i manewrujących. Uderzenia nastąpiły niemal jednocześnie w dzielnicach: Żuliany, Borszczahówka, a także w rejonie Politechniki Kijowskiej, gdzie prawdopodobnie działały warsztaty montażu dronów.
Geranie z piekła rodem - szybkie, tanie i śmiercionośne
Podczas wczorajszego nocnego nalotu Kijów został zaatakowany także falą dronów Geran-3. To bezzałogowce na dopalaczach i to dosłownie. Wyposażone w silniki odrzutowe, potrafią osiągać prędkość ponad 600 km/h i lecieć nisko na wysokościach trudnych do przechwycenia. Dla klasycznej obrony przeciwlotniczej to prawdziwa zmora.
Geran-3 to dron tani, szybki i niebezpieczny. Kosztuje 10 - 15 razy mniej niż rakieta manewrująca, ale może przenosić ładunek wybuchowy porównywalny z Kalibrem (do 300 kg). Leci nisko, manewruje i emituje charakterystyczny dźwięk przypominający odrzutowiec.
Eksperci podkreślają, że Ukraina nie ma wystarczającej liczby systemów, które mogłyby skutecznie zwalczać tak nowoczesne bezzałogowce. Stare S-300 i Buki nie radzą sobie z szybkością i profilem lotu Geranów, a nowoczesne systemy takie jak NASAMS czy IRIS-T mają ograniczoną dostępność i zasięg. Gerań-3 jest za szybki zarówno dla przechwytujących dronów, mobilnych grup przeciwlotniczych z działkami czy dla helikopterów. To oznacza, że trzeba zużywać na niego drogie zachodnie rakiety przeciwlotnicze, co w pełni zadowala stronę rosyjską.
Czy Ukraińcy mają plan B?
Ukraińska obrona powietrzna stoi dziś przed poważnym problemem. Amerykańskie Patrioty są skuteczne, ale ograniczone, ich liczba jest niewielka, a każda rakieta kosztuje setki tysięcy dolarów. Dodatkowo Rosjanom udaje się już niszczyć te wyrzutnie. Jeśli Rosjanie będą kontynuować tak intensywne ataki z użyciem tanich dronów, może dojść do sytuacji, w której Ukraina nie będzie w stanie odpowiedzieć.
Zachód już szuka rozwiązań, eksperci mówią o konieczności stworzenia szybkiego, taniego i skalowalnego systemu obrony przeciw dronom odrzutowym. Dopóki jednak to się nie stanie, Kijów musi polegać na tym, co ma. A to oznacza dalsze zagrożenie dla lotniska w Żulianach i innych strategicznych punktów miasta.
Rosja zna swoje cele aż za dobrze
Podsumowując, wszystko wskazuje na to, że tak. Rosja nie szuka losowych celów w Kijowie, uderza tam, gdzie może zneutralizować najcenniejsze elementy ukraińskiej obrony. Ataki na Żuliany to nie przypadek to część większego planu: osłabić zdolność Kijowa do obrony przed kolejnymi falami ataków, a przy okazji wysłać sygnał Zachodowi. Ukraina ma z kolei problem, bo musi wystawiać swój najcenniejszy sprzęt w miejscu, o którym Rosja wie za dużo.