Bruksela określiła w ubiegłym tygodniu branżę transportu, spedycji i logistyki mianem „polskiego przemysłu narodowego”. Dlaczego? W Polsce jest zarejestrowanych 148 tys. pojazdów wykonujących przewóz towarów w transporcie narodowym, co jest wynikiem najwyższym w Europie. Według Eurostatu pod względem ilości towarów przewiezionych drogami ustępujemy tylko Niemcom, wyprzedzając m.in. Hiszpanię, Francję i Wielką Brytanię.
Mimo tych wyników właściciele firm transportowych borykają się z gigantycznymi zatorami płatniczymi. Powszechną praktyką w branży stało się zlecanie przewozów, a później odkładanie płatności ponad ustalony termin. W efekcie pieniądze trafiają do przewoźników po kilku miesiącach, a firmy transportowe muszą finansować bieżącą działalność kredytami. Według Euler Hermes przewoźnicy nie otrzymują w terminie blisko 40 proc. należności. To rodzi problem, bo sami muszą większość zobowiązań za paliwo, raty leasingowe itp. regulować w terminie.
– Rynek psują duże firmy zlecające przewóz i część spedytorów, którzy wymuszają coraz dłuższe terminy zapłaty, wykorzystując nadpodaż usług transportowych w Polsce. Żeby nie stracić klientów, niektórzy przewoźnicy decydują się na nieopłacalne stawki albo zgadzają się na bardzo długie terminy płatności – mówi Leszek Luda, wiceprzewodniczący Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Transportu Drogowego.
Jak poradzić sobie z tą sytuacją? Transportowcy korzystają z usług faktoringowych, sprzedając należności przed datą wymagalności. Ale jest też nowy trend: rozkwit przeżywają usługi windykacyjne oferowane przez operatorów giełd frachtowych. Spółki specjalizujące się w windykacji walczą w ostatnich miesiącach o klientów, np. rezygnując z opłat wstępnych albo obniżając prowizję (zwyczajowo wynosi 7 proc. od odzyskanej kwoty, ale pojawiły się już oferty na poziomie 3,5 proc.).
Reklama
Dla usług transportowych roszczenia przedawniają się zgodnie z prawem już po roku. Jeszcze niedawno wielu przedsiębiorców nie korzystało z usług windykacyjnych, obawiając się, że nie otrzymają kolejnego zlecenia. Ale to się zmienia. Do InkasoLogintrans przez cały 2011 r. trafiło 35,5 tys. spraw, podczas gdy tylko w I półroczu tego roku było ich już 20,2 tys.
– Z powodu powszechnego akceptowania w branży odroczonych terminów płatności liczba firm zainteresowanych odzyskiwaniem zadłużenia stale rośnie – potwierdza Piotr Płończak z InkasoLogintrans. – Przewoźnicy zrozumieli, że rezygnacja z odzyskania wierzytelności może doprowadzić do kłopotów z płynnością, a nawet bankructwa.
Wzrost zainteresowania usługami odnotował też główny konkurent na rynku windykacji w transporcie – TimoCom.