Znajdzie się miejsce i dla tych, którzy dysponują na start dużym kapitałem, i dla tych z chudszym portfelem.
Uruchomienie salonu ze złotą i srebrną biżuterią nie jest tanie. Potrzeba na to około 1 mln zł. Tyle kosztować będzie urządzenie i zakup towaru do salonu, który powinien liczyć przynajmniej 80 mkw. Klienci luksusowej biżuterii cenią sobie bowiem przestronne, ładnie urządzone wnętrza.

Musi być bezpiecznie

Poza witrynami do ekspozycji, na które trzeba przeznaczyć co najmniej kilkadziesiąt tysięcy złotych, konieczne będą kasa pancerna, alarm oraz monitoring. Na samą kasę trzeba będzie wydać od 7 do 20 tys. zł , w zależności od klasy, czyli odporności na włamanie. Podstawowe zasady – musi być ciężka i dodatkowo na stałe przytwierdzona do podłoża. Wybierając alarm do salonu jubilerskiego, warto zdecydować się na ten z funkcją Panic, czyli odstraszającą potencjalnego złodzieja. Dobrze też jest zainwestować w automatyczne powiadamianie policji lub firmy ochroniarskiej, gdy dojdzie do uruchomienia alarmu. Ceny urządzeń wahają się od 700 do 3 tys. zł. Jeszcze więcej trzeba zapłacić za monitoring. Kompletny system można mieć za 2 tys. zł, ale zważywszy że najnowsze dostępne na rynku kamery kosztują nawet 6–7 tys. zł, chcąc być na topie, trzeba przygotować minimum kilkanaście tysięcy złotych.
Reklama
– Warto postawić na dobrej jakości sprzęt, bo kamery mogą pełnić rolę nie tylko straszaka na złodziei. Można obserwować przez internet co dzieje się w salonie, gdy nie ma właściciela. Są też źródłem informacji na temat rozkładu natężenia ruchu w placówce – wymienia Józef Tarczyński, właściciel sklepu jubilerskiego na warszawskiej Pradze.
Na koniec warto pomyśleć o zakupie kasy fiskalnej, komputera i specjalistycznego oprogramowania, który będzie pokazywało nie tylko stan towaru na sklepie, ale i w magazynie oraz ułatwi rozliczanie i inwentaryzację. Zakup tych urządzeń to wydatek kolejnych 6 – 10 tys. zł. Pozostała część pieniędzy, czyli kilkaset tysięcy złotych, zostanie przeznaczone na zakup towaru.

Rozmaitość w dobrych cenach

Jak podpowiadają właściciele działających już sklepów jubilerskich, najlepiej jest postawić na tzw. bezpieczne produkty. Należą do nich łańcuszki, bransoletki, kolczyki, medaliki, pierścionki i zawieszki.
– Drogie kolie, biżuteryjne zegarki, broszki czy ozdoby do włosów cieszą się mniejszym wzięciem – mówi Józef Tarczyński.
Do tego, jak dodaje, produkty te powinny być wykonane w niższej próbie złota np. 0,3275 i 0,333. Tylko wówczas, przy ciągle rosnącej cenie kruszcu, będzie można zaproponować klientom atrakcyjną cenę. Dobrze jest też zadbać o szeroki wybór w asortymencie produktów ze srebra, które na nowo stały się modne. Największym powodzeniem cieszą się te wykonane przez artystów plastyków oraz wysadzane kamieniami, na wzór podbijających nasz kraj produktów Swarowskiego. Z badań, przeprowadzonych wśród 340 sprzedawców przez The Silver Institute wynika, że ponad połowa z nich szacuje swój wzrost sprzedaży wyrobów ze srebra w przedziale od 11 do 25 proc.
Z zamówieniem towaru nie powinno być problemu, gdyż w kraju jest prawie 100 dużych hurtowni. Duża część z nich działa w internecie, a zamawiając za pośrednictwem sieci można ograniczyć koszty zakupu średnio o 10 proc., ze względu na rabaty czy dostawę gratis.
Można też spróbować dogadać się z kilkoma złotnikami i u nich zamawiać część towaru, co powinno wyjść przynajmniej 10-15 proc. taniej, bo odchodzą marże pośredników.
– Towar można też kupować na bazarach staroci, gdzie za niewielkie pieniądze można znaleźć prawdziwe perełki. Przed wstawieniem do sklepu jednak poddać je renowacji. Na takich cackach można zarobić nawet ponad 100 proc. – mówi Józef Tarczyński..

Pod znanym szyldem

Osoby, które obawiają się na własną rękę zaistnieć na tym rynku, mogą skorzystać z oferty sieci franczyzowej. Licencje na swój biznes oferuje marka YES, mająca w kraju już ponad 100 sklepów. Sieć oczekuje od przyszłego inwestora nakładów rzędu 7,5 tys. za mkw. salonu oraz opłaty licencyjnej na poziomie 15 tys. zł. W trakcie funkcjonowania umowy nie ponosi się żadnych opłat, poza bieżącymi związanymi z działaniem sklepu.
– Minimalny wkład inwestora to 350 tys. zł, na sklep o powierzchni 50 mkw. Towar franczyzobiorca otrzymuje w depozyt, dlatego nie ponosi kosztów jego zakupu, a od sprzedaży otrzymuje prowizję. Jej wysokość zależy od wielkości wkładu własnego – wyjaśnia Maciej Łączkowiak, menedżer ds. ekspansji w YES.
Branża jubilerska odczuła skutki spowolnienia gospodarczego, ale spadek sprzedaży jest szacowany na nie więcej niż 10 proc. Uzyskiwane obroty zdaniem Macieja Łączkowiaka pozwalają uzyskać zwrot kosztów inwestycji po 3,5 – 4 latach.
Partnerów do współpracy poszukuje też Savicki Diamonds, który prowadzi w kraju trzy salony. Firma kieruje swoją ofertę zarówno do jubilerów prowadzących własne sklepy, jak i do osób niezwiązanych z branżą. – Na razie jednak jesteśmy w trakcie zmiany warunków współpracy, dlatego nie chciałbym mówić na temat zasad, na jakich rekrutujemy nowych partnerów do współpracy – mówi Sławomir Savicki, właściciel firmy.

Niższa półka

Dla osób, którym zależy na szybszym zwrocie kapitału, lepszym rozwiązaniem będzie zainwestowanie w sklep ze sztuczną biżuterią. Ten segment rynku, przynajmniej w opinii właścicieli sklepów, całkowicie na razie opiera się kryzysowi. Wręcz odwrotnie, klientów ciągle przybywa, czego dowodem są coraz to nowe marki debiutujące w Polsce. Właściciele sklepów tłumaczą to dobrze znanym efektem szminki, czyli w trudnych czasach sprawiamy sobie luksusowe, ale drobne prezenty, przez co mamy poczucie, że działamy w granicach rozsądku. W związku z tym, jak deklarują właściciele istniejących już sklepów ze sztuczną biżuterią, zwrot z inwestycji jest możliwy po 10 miesiącach.
– Wystarczą nawet dwa, jeśli uruchomimy sklep przed gwiazdką – dodaje Karol Solecki z sieci Design Park specjalizującej się w wyrobach o nowoczesnym kolorowym wzornictwie.
Na uruchomienie sklepu ze sztuczną biżuterią wystarczy już 60 - 70 tys. zł. A to dlatego, że powierzchnia lokalu nie musi być duża. Wystarczy 20 - 30 mkw. Można wręcz zdecydować się na wynajęcie jedynie stoiska w pasażu handlowym galerii. Koszt takiego rozwiązania to 250 – 500 euro miesięcznie. Dla porównania za mkw. salonu w centrum handlowym trzeba zapłacić około 40 – 50 euro miesięcznie, a za metr lokalu przy ulicy handlowej miasta ok. 1 – 1,5 tys. zł. Mniej kosztuje też wyposażenie, które nie musi być już tak ekskluzywne i specjalistyczne, jak w sklepie jubilerskim. Wystarczą zwykłe szklane szafy oraz haczyki do zawieszenia korali czy bransoletek. Na ten cel w zupełności wystarczy 6 – 8 tys. zł. Kolejne 2 tys. zł potrzebne jest na kasę fiskalną. Monitoring owszem się przyda, ale zamiast kasy pancernej lepszy będzie sejf, który w zupełności wystarczy do przechowywania dziennego utargu.
Mniej też potrzeba na zakup towaru, który nie jest wyrabiany z cennych kruszców.
– Na początek wystarczy zainwestować 30 tys. zł. Dopiero, gdy przekonamy się jakie dokładnie produkty mają zbyt, można wydać na towar większą kwotę – podpowiada Anna Zawadzka, właścicielka sklepu ze sztuczną biżuterią w Krakowie.
A towaru można szukać w specjalistycznych hurtowniach (jest ich co najmniej kilkadziesiąt) albo w sieci. Zaletą kupowania w internecie są darmowe dostawy, zwykle wymagane jest tylko złożenie zamówienia na minimum 300 zł.

Bogata oferta franczyzowa

Uruchomienie działalności w tym segmencie pod znaną marką jest dużo łatwiejsze niż w segmencie złotej i srebrnej biżuterii. A to dlatego, że swoje know-how odsprzedaje już pięć sieci. Do tego aktywnie poszukują franczyzobiorców, ponieważ rynek sztucznej biżuterii jest jeszcze mało nasycony, a wiadomo, że kto pierwszy, ten lepszy.
Maramba chce uruchomić do końca roku jeszcze ok. pięciu placówek. Obecnie ma osiem. Do tego poszukuje franczyzobiorców nie tylko w dużych miastach, ale też w mniejszych liczących 20 tys. mieszkańców. Marka Diva ma natomiast w planach zwiększenie sieci do końca roku jeszcze o ok. 8 salonów. Oznacza to, że łączna liczba placówek zwiększy się do ponad 30.
Za wejściem do sieci przemawiać mogą stosunkowo niskie koszty, porównywalne wręcz z tymi, jakie musi wyłożyć osoba otwierająca sklep na własną rękę. A to dlatego, ze wiele marek zrezygnowało z pobierania opłaty franczyzowej za odsprzedaż swojego know-how.
– Dopuszczamy jedynie opłaty za działanie w ramach sieci na poziomie kilku procent od obrotu. Ich wielkość jest jednak ustalana indywidualnie z każdym partnerem. Koszt otwarcia placówki to 50 – 60 tys. zł – mówi Karol Solecki z sieci Design Park.
Podobne nakłady czekają inwestorów, którzy chcą zaistnieć pod markami Marabma czy Castel, zajmującymi się tworzeniem biżuterii na indywidualne zamówienie klienta oraz według jego własnych projektów. Czyli jest to coś w rodzaju polskiej Pandory, która już kolejny sezon podbija nasz rynek. Najdrożej będzie kosztowało zaistnienie pod marką Diva. Sama opłata franczyzowa to wydatek 10 tys. zł, do tego trzeba dołożyć 45 tys. zł na depozyt za dostarczony towar. Koszt otwarcia lokalu wyceniany jest na ok. 150 tys. zł.

Ile można zarobić

Właściciele sklepów, podobnie jak organizatorzy sieci niechętnie o tym mówią. Udało nam się jednak ustalić, że marża na towarze może przekraczać 100 proc. Oczywiście tylko w przypadku sztucznej biżuterii, bo w złotej i srebrnej jest to przynamniej o połowę mniej.

– Dzienny utarg w sklepie ze sztuczną biżuterią to średnio 400 – 1000 zł. Bywają jednak dni, zwłaszcza przed świętami, studniówkami czy sylwestrem, że jest to kilka razy tyle – mówi Monika Twardowska, pracownica sklepu ze sztuczną biżuterią w Gdańsku.