Panuje powszechna zgoda co do tego, że kryzys, który męczy nas od kilku lat, wybuchł z powodu chciwości bankierów. W pogoni za zyskami byli skłonni omijać wszelkie ograniczenia, jakie narzucali na nich nadzorcy, i doprowadzili do takiego nagromadzenia ryzyka, że globalny system finansowy musiał pęknąć. Te ograniczenia to dla banków przede wszystkim wymogi kapitałowe. Czyli znany nam dobrze współczynnik wypłacalności. Międzynarodowe zasady dotyczące kalkulowania wymogów kapitałowych co pewien czas się zmieniają. W styczniu przyszłego roku ma wejść w życie trzecia generacja tych zasad, znana jako Bazylea III.
I tu zaczynają się schody. Bazylejski Komitet Nadzoru Bankowego opublikował właśnie zestaw raportów na temat wdrażania Bazylei III w poszczególnych rejonach świata. I – jak donosi „The Wall Street Journal” – „grupa zadaniowa komitetu stwierdziła, że propozycje Unii Europejskiej dotyczące zaostrzenia reguł w bankowości znacząco odbiegają od Bazylei III w dwóch istotnych obszarach” (dostało się zresztą i Amerykanom). A więc nie możemy być pewni, że unijne (i amerykańskie) banki rzeczywiście będą tak bezpieczne, jak wskazywałyby publikowane przez nie wskaźniki.
Nic dziwnego, że Unia od razu przystąpiła do obrony. Cytowany przez agencję Bloomberg Michel Barnier, odpowiedzialny w Komisji Europejskiej za sektor finansowy, stwierdził, że ma zastrzeżenia do raportu Komitetu Bazylejskiego.
Ale problem zdaje się głębszy. Ekonomiści zgłaszają coraz więcej zastrzeżeń do Bazylei III – głównie do tego, że nowe reguły dotyczące wymaganej od banków wysokości kapitałów są zbyt skomplikowane. „Financial Times” pisze, że na niedawnej konferencji bankierów centralnych w Jackson Hole furorę zrobiło wystąpienie Andy’ego Haldane’a z Banku Anglii zatytułowane „Pies i frisbee”, którego przesłanie było proste: pies nie musi rozumieć zasad fizyki, żeby przewidzieć trajektorię lotu frisbee i by je aportować. Podobnie w bankowości: zdaniem Haldane’a byłoby lepiej, gdyby wymogi kapitałowe były proste i stosunkowo wysokie. Tymczasem dziś wymagają zaawansowanej matematyki, a banki i tak są w stanie je obchodzić. Wśród osób, które są za uproszczeniem zasad dotyczących wymogów kapitałowych, „FT” wymienia także Thomasa Hoeniga, szefa FDIC (amerykańskiego odpowiednika naszego Bankowego Funduszu Gwarancyjnego) czy jego poprzedniczkę Sheilę Bair.
Chociaż coraz więcej osób odwraca się od Bazylei III, to z całą pewnością nie należy się spodziewać, że w jej zasadach coś zostanie zmienione. Powód? Negocjacje byłyby żmudne, a czasu zostało bardzo niewiele. Skąd więc tyle głosów sprzeciwu? Odpowiedzi można szukać w symulacjach Komitetu Bazylejskiego dotyczących tego, ile kapitału będzie brakować bankom po wejściu w życie nowych zasad. W samej Unii Europejskiej mówimy o kwocie blisko 200 mld euro. Reszcie świata zabraknie kolejnych 175 mld.