Zauważmy, że za pedofilię uważane jest uprawianie seksu z osobą poniżej lat 15, że już 17-latek odpowiada jak dorosły przed sądem, że młodzież poniżej lat 16 bawi się, popija, pali i tym podobne. Zgoda, że oficjalnie jest to potępiane, ale praktycznie nie do pohamowania. Natomiast rozwój intelektualny uwarunkowany jest pełnoletniością. Czego instytucje takie jak biblioteki się obawiają? Podobnie jest z większością muzeów.
Rozumiem, że ukończenie 18 lat uprawnia do głosowania w wyborach politycznych, chociaż równie dobrze mogłoby to być 16 lub 21 lat. W USA zgodnie z przepisami niektórych stanów młodzi ludzie mogą iść do wojska po ukończeniu 18 lat, ale głosować mają prawo dopiero 21-letni. Przepisy dotyczące muzeów, bibliotek i innych miejsc użytku publicznego są zresztą podobne w całej Europie. Czyżby wszyscy obawiali się, że 16-latek coś namaluje na wypożyczonej książce czy podziurawi dzieło Chełmońskiego?
Nie, to jest jeden z wielu przykładów całkowitego niedostawania przepisów do zmiany cywilizacyjnej polegającej nie tylko na tym, że młodzież obecnie szybciej dorasta, ale przede wszystkim na tym, że ma dostęp do internetu, z którego potrafi lepiej korzystać niż wielu dorosłych. A w internecie obok rzeczy bardzo przydatnych jest także Sodoma i Gomora. Może więc należałoby zamknąć internet dla tych poniżej 18 lat? Wiem, że na szczęście jest to niewykonalne, ale nie zmienia to faktu, że w Polsce, ale i w Europie, wszyscy się spóźniają z uwzględnieniem zmian cywilizacyjnych w przepisach prawa, a ponadto panuje tendencja restrykcyjna: w razie jakiegokolwiek zagrożenia najlepiej zakazać.
Każdy z nas widział wycieczki szkolne snujące się po salach muzealnych: połowa śpi na stojąco, kilka osób słucha przewodnika, część się oddala od grupy, a zdesperowana nauczycielka zagania ich jak owczarek owce na hali. Czytać, oglądać, myśleć można tylko w samotności lub w bardzo małych grupach. Jeżeli tego nie nauczymy młodzieży przed 16, rokiem życia, sama prawdopodobnie nie nauczy się już nigdy. Życie stadne jest straszne, co widać chociażby na przykładzie zorganizowanych wycieczek na południowe plaże. Ja do dzisiaj odczuwam dreszczyk emocji, kiedy czekam w bibliotece na zamówioną, a nieznaną mi książkę lub na jakieś rękopisy. Młodzi ludzie, którzy tych przyjemności nie zaznali, stracą wiele, i to na całe życie.
Reklama
Oczywiście będą trochę czytać, kiedy zostaną studentami, ale wtedy to już jest lektura na ogół obowiązkowa i dopiero ewentualnie przy pisaniu pracy magisterskiej zaczyna się szukanie odpowiednich lektur, a i to nie zawsze, bo bardzo wiele zależy od prowadzącego tę pracę.
Ponadto prowadzimy dyskusje na temat konkurencji między książką czy pismem tradycyjnym a wersjami internetowymi. Debata ta będzie trwała jeszcze długo, ale zwolennicy wersji tradycyjnych, a co najmniej utrzymania wersji tradycyjnych równolegle do internetowych, powinni wspierać dostęp młodzieży do bibliotek. Powinni ze wszystkich sił uczyć, jak posługiwać się kulturą tradycyjną, bo z internetową jest znacznie łatwiej, chociaż niekoniecznie zawsze posługujemy się nią sensownie.
Jednak przede wszystkim idzie tu o bezsensowną restrykcyjność. W dzisiejszym państwie i także w naszym myśleniu o państwie i jego instytucjach jest bardzo wiele niepotrzebnych odruchów powstałych wtedy, kiedy państwo nie było w pełni demokratyczne, a większość obywateli ledwie umiała czytać i pisać. Szczególnie wyraźne jest w to w relacjach państwa czy administracji z grupami słabszymi, które są po prostu lekceważone lub ograniczane na zasadzie restrykcji pochodzących z zupełnie innych przeddemokratycznych czasów. Tu nawet nie ma złej woli, jest tylko zwyczajna bezmyślność lub nadmiar obaw. Najlepiej nic nie zmieniać.