Rynek kosmetyczny jest odporny na spowolnienie gospodarcze. Według wstępnych wyliczeń firmy badawczej PMR w tym roku wzrośnie o ok. 10 proc. do ponad 8,6 mld zł. Nie wszystkie kanały dystrybucji kosmetyków będą miały jednak w tym swój udział. Obroty w sklepach niezależnych stale maleją. Na koniec 2011 r. wyniosły już tylko 1,3 mld zł. To o 800 tys. zł mniej niż jeszcze w 2007 r. Odpowiedzialne za to są sieci kosmetyczne, które nie tylko dynamicznie się rozwijają, ale i których jest coraz więcej na naszym rynku. Od 2007 r. ich obroty podwoiły się.
To nie znaczy, że nie warto inwestować w sklep kosmetyczny, choć eksperci przyznają, że jest to inwestycja obarczona wysokim ryzykiem. Najbardziej tego rodzaju biznes prowadzony w formie niezależnej ma szansę sprawdzić się w małych miasteczkach, do których sieci kosmetyczne jeszcze nie dotarły. Choć prawdą jest, że na skutek nasycania się dużych miast sieciowe drogerie coraz częściej miejsca pod nowy sklep szukają w mniejszych miejscowościach. Na ich celowniku są jednak na razie takie, w których powstają galerie handlowe.

Na własną rękę

Do uruchomienia drogerii wystarczy lokal o wielkości 50 mkw., położony w centrum. Po towar trzeba udać się do hurtowni, bo producenci niechętnie nawiązują bezpośrednią współpracę ze sklepami. Wyjątkiem są sieci. W lipcu, jak wynika z danych Dun & Bradstreet, w Polsce działały 2432 hurtownie z kosmetykami. Niestety na skutek dynamicznego rozwoju sieci drogerii ich liczba również się kurczy, w związku z czym dostęp do towarów staje się trudniejszy. – W ostatnich trzech latach zniknęło 30 hurtowni, czyli rynek zmniejszył się o 1,2 proc. – dodaje Tomasz Starzyk z Dun & Bradstreet.
Reklama
Właściciele działających już sklepów doradzają, by mieć dobrą i zaufaną hurtownię. – Tylko wówczas można mieć pewność, że zamówienia będą realizowane na czas. Dobrze jest też podpisać umowę z taką, która będzie sama dostarczała towar. Pozwoli to zaoszczędzić czas i pieniądze – wyjaśnia Adam Woźnicki, właściciel drogerii w Krakowie.
Najlepiej jest się skupić na markach tanich, które w okresie spowolnienia gospodarczego najlepiej rotują. Potwierdzają to zresztą sami producenci. – Zakupy są robione bardziej rozważnie. Z półek znikają przede wszystkim niezbędne produkty, do tego coraz częściej te tańsze – potwierdza Jacek Majdax, wiceprezes Dax Cosmetics.
Oferta z najtańszego segmentu powinna stanowić nawet 50 proc. całego asortymentu. Półka średnia powinna mieć udział na poziomie 35 – 40 proc., a najwyższa 10 – 15 proc. Jeśli chodzi o marki, to trzeba skupić się na tych najbardziej popularnych i nie zapominać o polskich, bo w okresie spowolnienia wzmaga się patriotyzm konsumencki. Do tego coraz więcej osób ma większe zaufanie do krajowych niż do zagranicznych wyrobów. W kategorii kosmetyków kolorowych nie może więc zabraknąć produktów marki Maybelline, Miss Sporty, Astor, Max Factor, wśród kosmetyków do higieny takich, jak Luksja i Ziaja, a kremów do pielęgnacji ciała i twarzy - Dr. Irena Eris, Oceanic, Soraya czy L’Oreal Paris.
W sumie na własną drogerię potrzebne będzie około 100 tys. zł. Ponad 60 proc. tej kwoty trzeba będzie oczywiście przeznaczyć na towar, a pozostałą na przygotowanie lokalu. Jeśli okaże się, że hurtownie będą oczekiwały własnego odbioru towaru, trzeba będzie jeszcze kupić samochód dostawczy. A to oznacza dodatkowy wydatek rzędu przynajmniej 25 - 30 tys. zł.

Ze znanym partnerem

Taniej w tej sytuacji może wyjść nawiązanie współpracy z siecią. W tej chwili swój koncept odsprzedaje 13 działających na rynku firm. Wiele z nich prowadzi go na zasadzie wyspy lub wydzielonego stoiska w centrum handlowym, co jeszcze obniża koszty założenia biznesu. W ten sposób działa Pachnąca Wyspa oferująca francuskie zapachy do wnętrz. Potrzeba na nią 60 tys. zł, z czego 20 tys. zł stanowi opłata licencyjna. Jest też NeoNail z produktami do pielęgnacji i ozdabiania paznokci. Ta sieć oczekuje inwestycji w wysokości 10 tys. zł, jeśli wyspa będzie wynajmowana od firmy, za co trzeba zapłacić 500 zł miesięcznie, lub na poziomie 25 tys. zł, jeśli ma być na własność. W dwóch wariantach biznes w formie wyspy można też uruchomić w sieci Flomar, specjalizującej się w kosmetykach kolorowych. Jak wyjaśnia Sylwia Trzebiatowska, reprezentująca sieć, przy wynajmie stoiska inwestycja zamknie się w 25 tys. zł. Przy zakupie go na własność będzie to nawet 80 tys. zł. Firma deklaruje jednak, że jest zainteresowania na razie przede wszystkim miastami liczącymi powyżej 120 tys. mieszkańców. Stoiska chce lokować natomiast tylko w centrach, w których przepustowość przekracza 400 tys. osób miesięcznie.
Otwarcie drogerii w postaci wyspy jest też dużo szybsze niż sklepu. Wystarczy bowiem 2 tygodnie, by rozpocząć działalność. Otwarcie salonu zajmuje ok. 3 miesięcy.
Tanim konceptem jest też perfumeria Refan, która specjalizuje się w rozlewanych perfumach. By ją otworzyć, potrzeba lokalu o powierzchni 5 mkw. i oszczędności na poziomie 7 – 8 tys. zł. Nie trzeba bowiem od razu wprowadzać całego asortymentu. Można o niego rozszerzać sklep wraz z rozwojem biznesu. Według Profit System w całym kraju działa ok. 80 franczyzowych perfumerii tej marki. Do końca roku ma ich być 100, a w przyszłym roku liczba ta ma się podwoić. To oznacza, że sieć poszukuje partnerów do współpracy.
Dla osób, które chcą zaistnieć z własną drogerią, podobną do tej, jaką rozwija Rossmann czy Hebe, jest przeznaczony koncept pod marką A’propos. Rozwija go spółka Rawix Omega RCR, będącą częścią Grupy Interchem SA, której część detaliczną stanowią sieci sklepów Drogerie Aster oraz Drogerie Natura. Niestety wydatek na taką placówkę jest prawie trzykrotnie większy niż na wyspę. Na lokal o wielkości 150 mkw. potrzeba 250 tys. zł netto. Z większymi nakładami powinni się też liczyć inwestorzy, którzy chcą działać w segmencie kosmetyków naturalnych. Warto jednak w niego inwestować, gdyż rozwija się o około 20 proc. rocznie. Do wyboru są Organique, Stenders Europe, Mydlarnia u Franciszka, L’Occitane en Provence oraz Attirance. Na działalność pod każdą z tych marek potrzeba średnio od 100 do 160 tys. zł. Najtaniej wychodzi inwestycja w Organique i Starą Mydlarnię. Potrzeba w nich 1,5 tys. zł na każdy 1 mkw., a na sklep wystarczy już 15 – 20 mkw. Jednak w kwotę tę nie jest wliczony wynajem i urządzenie lokalu oraz zakup towaru. Na same meble potrzeba 20 tys. zł. Kolejne kilkadziesiąt tys. zł pochłonie towar. Organique ogłasza się jednak jako sieć, która nawiąże współpracę z inwestorami z mniejszych miast liczących 50 tys. mieszkańców.

W dwa lata na plusie

Na rynku pojawiła się też propozycja dla osób, które myślą o zajęciu się dystrybucją profesjonalnych kosmetyków fryzjerskich do salonów fryzjerskich. Mowa o sieci Affinage Polska. Inwestycja wymaga nakładów od 50 do 250 tys. zł w zależności od terenu objętego dystrybucją. Przyszły partner musi też płacić 2 tys. zł miesięcznie za działanie pod logo firmy.
Sieci deklarują, że czas zwrotu z inwestycji waha się od 1 do 2 lat, w zależności od wysokości nakładów, lokalizacji sklepu lub stoiska oraz asortymentu. To oznacza, że nic się nie zmieniło na przestrzeni ostatnich trzech lat. Są jednak sieci, które deklarują szybszy zwrot zainwestowanych pieniędzy. Mowa m.in. o Refan, w której zyski mogą pojawić się już po dwóch miesiącach.