Oceniając prawdopodobieństwo konfliktu chińsko-amerykańskiego należy pamiętać, że obydwa państwa wyznają jedną religię: kapitalizm.

Chociaż wzrost gospodarczy Chin spowolnił nieco w tym roku, różnorakie przepowiednie dotyczące przyszłości Państwa Środka nie przestają zdumiewać opinii publicznej. W każdym razie ja nie mogę się im nadziwić.

Eksperci zapowiadają albo załamanie się chińskiego modelu finansowego, albo niczym niezmąconą ekspansję prowadzącą ku gospodarczej dominacji. Rządząca Partia Komunistyczna na pewno rozluźni albo umocni swoją hegemonię w kraju, a skutki dla reszty świata będą albo zbawienne, albo tragiczne.

Osobiście, wciąż oszołomiony po mojej pierwszej od ponad 10 lat wizycie w Pekinie i Szanghaju, nie uważam, aby którakolwiek z tych przeczących sobie opcji była prawdopodobna. W życiu nigdy nic nie wiadomo, a w Chinach wiadomo jeszcze mniej niż gdziekolwiek indziej.

Nikt nie mógł przewidzieć losów chińskiej gospodarki w chwili gdy Deng Xiaoping zapoczątkował swoje reformy w 1979 r. – trzydziestu lat wzrostu w tempie 10 proc. rocznie. Tylko w ostatniej dekadzie PKB per capita w Chinach zwiększyło się dwa i pół raza, i to biorąc pod uwagę inflację.

Reklama

Mądrzy ludzie w Chinach i Stanach Zjednoczonych głowią się nad tymi samymi pytaniami: Czy uda się utrzymać wzrost na choćby podobnym do dzisiejszego poziomie? A jeśli tak, to czy doprowadzi to konfrontacji między dwoma mocarstwami? Choć zagrożenia dla gospodarki rzeczywiście istnieją, ja, z całą skromnością, pozostaję optymistą. Oceniając prawdopodobieństwo konfliktu chińsko-amerykańskiego należy pamiętać, że obydwa państwa wyznają jedną religię: kapitalizm.

Wiele mówi się o różnicach między chińskim modelem gospodarczym, a tym, który działa na Zachodzie. Lubimy je podkreślać, bo gdyby różnic nie było, nie moglibyśmy utrzymywać, że to nasz model jest lepszy. Chiny nazywają swój system „socjalizmem o chińskich cechach”, a zachodni specjaliści rozprawiają nad „państwowym kapitalizmem”. Gospodarka rynkowa ma wiele twarzy. Kapitalizm amerykański różni się od francuskiego, południowokoreańskiego czy singapurskiego, który zrobił tak duże wrażenie na Deng Xiaopingu. To jednak ciągle ta sama kapitalistyczna rodzina, której poszczególni członkowie różnią się tylko wiekiem.

>>> Czytaj też: Wzrost PKB Chin osiągnie 8 proc. w IV kw. To dobra wiadomość dla Polski

Rząd nadal ma znaczący wpływ na chińską gospodarkę, to prawda. Państwowe przedsiębiorstwa stanowią dziś 25-30 proc. produkcji przemysłowej, w porównaniu do 80 proc. pod koniec lat 70. Niektóre z nich są źródłem narodowej dumy, podobnie jak w niejednym europejskim kraju. Ich liczba jednak stale topnieje i coraz częściej muszą stawiać czoła siłom rządzącym wolnym rynkiem. Chinom daleko dziś do idei komunizmu – stały się kapitalistycznym krajem.

Na płaszczyźnie ekonomicznej Państwo Środka i USA dzieli już niewiele. Wciąż nie ma to jednak przełożenia na kwestie polityczne. Choć w Chinach nie panuje już totalitaryzm, nadal mamy tam do czynienia z rządami autorytarnymi, a wielu dysydentom usta zamyka się siłą. Amerykańska pogarda dla tego systemu rodzi oburzenie ze strony Chin, więc jeżeli oba kraje będą chciały konfrontacji, to dojdzie do niej zapewne na tym właśnie polu.

Chiny stają się coraz silniejsze, a ich ekspansja rodzi obawy nie tylko w ich najbliższym sąsiedztwie. Priorytet dla Azji, który ogłosiła administracja Baracka Obamy ma podkreślić, że Stanom Zjednoczonym zależy na utrzymaniu stabilnej sytuacji w regionie, której może zagrażać rosnąca potęga Chin.

Ameryka także ma prawo czuć się zagrożona. Nawet jeśli gospodarka odzyska dawny wigor i na nowo zacznie rosnąć, w Chinach będzie rosła o wiele szybciej, choćby ze względu na wielkość populacji. Amerykanie wciąż nie są psychicznie gotowi na oddanie palmy światowego pierwszeństwa.

Wkrótce jednak pozycja w rankingu może przestać się liczyć, gdyż wraz z globalizacją rośnie wzajemna zależność między krajami, które wspólnie przeżywać będą wzloty i upadki. Chiny i Stany Zjednoczone powinny postawić na współpracę na każdej możliwej płaszczyźnie, wówczas obopólne zyski będą większe. Jestem przekonany, że kraje te w wielu kwestiach są do siebie bardzo podobne. Na przykład w niemal identyczny sposób wierzą we własną wyjątkowość i w słuszność swoich przekonań. Jeżeli Chiny przestaną rozpamiętywać urazy przeszłości, a Stany nie będą próbować mówić innym, jak mają żyć, to partnerstwo między nimi będzie możliwe.

Clive Crook jest felietonistą Bloomberg View.

>>> Polecamy: Amerykańskie korporacje wypychają Chińczyków z listy największych firm świata

ikona lupy />
Kapitol USA / ShutterStock
ikona lupy />
Plac Tiananmen, Pekin, Chiny / Bloomberg / Nelson Ching