– Taryfa dla gospodarstw domowych przyniesie stratę w wysokości kilkudziesięciu milionów złotych w 2012 r. – mówi Dariusz Lubera, prezes Tauronu, drugiego pod względem wielkości gracza na rynku. Jak to możliwe, skoro ceny energii na giełdzie spadły, a szef koncernu obsługującego 5 mln klientów potwierdził informacje DGP, że we wniosku do URE spółka zaproponowała utrzymanie stawek z 2012 r.?

>>> Czytaj też: PGNiG zamierza w ciągu kilku lat podwoić produkcję gazu

– Większość energii na ten rok spółka sprzedażowa kontraktowała w 2011 r., a wtedy cena wahała się jeszcze w okolicy 200 zł za MWh – tłumaczy Dariusz Lubera. Dziś energię na 2013 r. można kupić nawet poniżej 170 zł za MWh. – Spodziewamy się jednak, że cena energii na giełdzie może w 2013 r. wzrosnąć choćby w wyniku polityki klimatycznej Komisji Europejskiej – zastrzega Lubera.
Prawdziwy powód zachowawczej postawy Tauronu może leżeć w coraz bardziej deficytowej produkcji energii z węgla kamiennego. Lubera mówi wprost: – Z powodu braku rentowności niektóre najstarsze bloki będziemy musieli wyłączyć.
Reklama

>>> Polecamy: Korycki: Uwolnijmy rynek prądu, niech zacznie działać

Spółka prognozuje, że w przyszłym roku wytwarzanie energii może przynieść stratę.
Państwowe grupy energetyczne, takie jak Tauron, PGE, Enea i Energa, mają w swoich strukturach wszystkie elementy działalności, czyli produkcję, dystrybucję i sprzedaż energii. Mimo że obowiązuje rozdzielność spółek, w rzeczywistości centrale, gdy tracą w jednym segmencie, starają się nadrabiać zyskami w drugim. Zdaniem naszych rozmówców straty w produkcji energii mogą być prawdziwą przyczyną niechęci do obniżek dla klientów indywidualnych.
W odmiennej sytuacji niż Tauron jest PGE – mająca 40 proc. rynku produkcji energii, która w Bełchatowie posiada największą w Europie elektrownię na tańszy od kamiennego węgiel brunatny. Na dodatek cały rok przepracował pełną parą najnowocześniejszy blok o mocy 858 MW oddany w 2011 r. Efekt – na kurczącym się przez kryzys rynku energii prąd z Bełchatowa i innych brunatnych elektrowni PGE sprzedawał się na pniu. Wysokość marży operacyjnej – ok. 30 proc. – plasuje dziś PGE w europejskim peletonie, gdy reszta konkurencji dokładała do interesu. Jak policzył Leopold Gabryś, były wiceminister przemysłu i handlu, w pierwszym półroczu do każdej MWh z węgla kamiennego producent dokładał średnio 13 zł, a PGE korzystająca z węgla brunatnego zarabiała blisko 60 zł.
To nie oznacza, że PGE jest gotowa obniżyć stawki. Jak ustalił DGP, wniosek taryfowy, który wpłynął do URE w piątek, zawiera propozycję... zwiększenia stawki. Z naszych informacji wynika, że wniosek może zostać dziś odrzucony, a sprzedawca wezwany do poprawki.
– Nie widzę szans na żadne podwyżki – mówi Marek Woszczyk, prezes URE, który zatwierdza stawki. Jak zapowiada, nieco wzrosnąć mogą jedynie opłaty za dostarczenie energii, które odpowiadają za połowę rachunku za energię.

Taryfa gazowa w dół od nowego roku

Urząd Regulacji Energetyki zgadza się z propozycją obniżki taryfy gazowej złożoną przez PGNiG – ok. 10 proc. dla odbiorców indywidualnych i 3 proc. dla klientów przemysłowych – powiedział w piątek Marek Woszczyk, szef URE. Nie zatwierdził jednak nowych cen. Decyzję w tej sprawie ma wydać dzisiaj. Taryfa ma obowiązywać przez pół roku, począwszy od 1 stycznia 2013 r. Spadek cen to efekt wynegocjowanego przez koncern ponad 20-proc. upustu w kontrakcie z Gazpromem.
Najwięksi klienci PGNiG, w tym branża chemiczna, którzy zużywają ponad 70 proc. sprzedawanego gazu, nie są zadowoleni ze skali obniżki. PGNiG jest zaskoczony taką postawą i twierdzi, że nie powinni liczyć na więcej. Spółka ustalając taryfę dla odbiorców przemysłowych, patrzyła na ceny gazu na zachodnich rynkach, z których firmy mogą pozyskać surowiec. Podkreśla, że jej oferta jest o ok. pół euro na MWh niższa. Koncern od maja wnioskował o 17-proc. podwyżkę cen gazu. Tę zablokował jednak regulator.