Zasygnalizowana w świątecznym komunikacie na Twitterze decyzja Montiego o wejściu na scenę polityczną nie została jeszcze oficjalnie potwierdzona, ale w zgodnej opinii obserwatorów już pracuje on nad stworzeniem listy wyborczej, prawdopodobnie pod swoim nazwiskiem.
Rozmówcami dotychczasowego szefa rządu ekspertów są politycy małych ugrupowań centrum, które w ostatnich latach oderwały się od centroprawicy Silvio Berlusconiego. Do partii tych dołączyli katoliccy działacze i przedstawiciele biznesu, wśród nich prezes Ferrari Luca Cordero di Montezemolo, którzy od miesięcy naciskali na Montiego, by ponownie ubiegał się o stanowisko premiera. Według pierwszych sondaży taka koalicja sił popierających Montiego może liczyć na razie na 20 proc. głosów. To dużo, biorąc pod uwagę niekorzystne wyniki poprzednich sondaży, w których dwie trzecie Włochów sprzeciwiało się kandydaturze tego polityka.
Nieformalna koalicja, określana nazwą "nowe centrum", zawiązuje się wokół Montiego w reakcji na jego apel z 23 grudnia. Na konferencji prasowej ustępujący premier przedstawił wówczas swój program gospodarczy, nawołując do kontynuowania gruntownych reform w celu definitywnego uzdrowienia finansów publicznych. Jako priorytety wymienił dążenie do wzrostu gospodarczego, walkę z bezrobociem i redukcję olbrzymich - jego zdaniem - kosztów krajowej polityki na każdym szczeblu.
Rozmowy Montiego z "nowym centrum" wkraczają w decydującą fazę, a na ich rezultaty czekają dwa największe ugrupowania włoskiej sceny politycznej: centrolewicowa Partia Demokratyczna (PD) i centroprawicowy Lud Wolności (PdL) Berlusconiego.
Dopóki Monti raczej wykluczał swe polityczne zaangażowanie i zapowiadał zakończenie pracy swego gabinetu ekspertów, obie formacje łączyło przekonanie, że do rządów muszą powrócić politycy. Mówił to zarówno pewny swego zwycięstwa w wyborach kandydat PD na premiera Pier Luigi Bersani, jak i wracający na polityczną arenę Berlusconi. Były premier powtarza, że powołany po upadku jego gabinetu rząd ekspertów, niewyłoniony w wyborach, był "zawieszeniem zasad demokracji" i "incydentem", który nie powinien się powtórzyć.
Sondaże wskazywały jednak na zadowolenie Włochów z faktycznej marginalizacji polityków w dobie ciężkiego kryzysu publicznych finansów. Monti, który rozpoczął proces ich uzdrawiania, apelując o wyrzeczenia, otrzymał w listopadzie 2011 roku ogromny kredyt społecznego zaufania.
W tym samym czasie zaufanie obywateli do polityków zaczynało raptownie spadać, przede wszystkim z powodu skandali finansowych w największych partiach. Gdy na jaw wyszła powszechna w kilku ugrupowaniach praktyka sprzeniewierzania pieniędzy z budżetu na prywatne cele, w październiku zaufanie obywateli do partii politycznych spadło do rekordowo niskiego poziomu 3 proc.
Obserwatorzy zwracają też uwagę, że Monti uzyskał wsparcie ważnego sojusznika, jakim jest włoski Episkopat i Watykan. Tak interpretowany jest artykuł na łamach piątkowego wydania dziennika "L'Osservatore Romano", który wyraził uznanie dla zamiarów Montiego, by "naprawić politykę" i przywrócić jej "szlachetne oblicze", wyrażające się w trosce o dobro wspólne.
We Włoszech, gdzie Kościół ma silną pozycję w życiu społecznym i politycznym, takie poparcie ma ogromne znaczenie. Jeszcze za rządów Berlusconiego włoski Episkopat - wcześniej patrzący na niego przychylnym okiem z racji obrony chrześcijańskich wartości - wyraźnie odciął się od niego z powodu skandali obyczajowych.
Teraz zaś jednym z najważniejszych współpracowników i partnerów Montiego w rozmowach na temat ewentualnego stworzenia listy firmowanej jego nazwiskiem lub koalicji popierających go sił jest minister ds. współpracy międzynarodowej i integracji Andrea Riccardi, założyciel znanej katolickiej Wspólnoty Św. Idziego, blisko związany z Watykanem.
Monti jest obiektem nasilających się ataków ze strony Ludu Wolności, zagrożonego rozpadem przez różne oceny tego polityka. W szeregach tej partii powstał bowiem szeroki front jego zwolenników, którzy apelują jednocześnie do szefa ugrupowania Berlusconiego o rezygnację z kandydowania.
Według sondaży Lud Wolności może liczyć na około 15-procentowe poparcie. Nie ma też praktycznie żadnych szans na stworzenie wyborczego sojuszu ze swym wieloletnim koalicjantem Ligą Północną, która zerwała z Berlusconim, nie mogąc mu wybaczyć wcześniejszego poparcia dla rządu Montiego.