W dodatku niektóre elementy „estetyzacji” dworca okazały się nieudane – słynne kubiki, szklane kioski w hali głównej, popękały od drgań i najemcy się z nich wynieśli, a coś, co na antresoli miało być zagłębiem gastronomicznym, z pewnością nim nie jest.
Nie wiem, czy kolejne remonty dworca – o ile do nich dojdzie – przyniosą efekt. Wbrew sentymentom trzeba przyznać otwarcie, że Centralny jest budowlaną fuszerką typową dla epoki gierkowskiej. Czy da się ją naprawić? Wielu innym się nie udało, trzeba było wyburzyć i zbudować od nowa. Co więcej, o samym projekcie dworca można powiedzieć dużo dobrego, tylko nie to, że jest konstrukcją ekonomiczną. Jego utrzymanie potwornie dużo kosztuje. Naprawdę, będziemy jeszcze mieli sporo dyskusji o losie Centralnego.
Jednak to, co się stało z „estetyzacją” tego dworca, ilustruje wydarzenia w polskiej gospodarce, do których doszło w mijającym właśnie roku. Z jednej strony całkiem niezła sytuacja, która towarzyszyła nam do Euro. I chodzi nie tylko o wskaźniki makro, lecz także o nastroje społeczne. Nic dziwnego zresztą, przecież cała impreza była udana.
Na Centralny też było miło zajrzeć w okolicach mistrzostw. „Estetyzacja” nie objawiła jeszcze swoich wad, a dworzec wyglądał całkiem nieźle. Tylko że potem zaczęło się powolne więdnięcie. Centralny zaczął murszeć, nastroje siadły, dobił je niezamknięty dach na Narodowym podczas niedoszłego meczu z Anglią. No i niestety, podobnie zaczęła usychać gospodarka. Dramatu co prawda nie ma, recesji też nie ma i oby nie było, ale ostre hamowanie się pojawiło. Także w głowach nas, konsumentów. Kupujemy z coraz mniejszą ochotą, co może o tyle niepokoić, że z takim zjawiskiem nie mieliśmy do czynienia podczas pierwszej fazy kryzysu 2009 roku. Po prostu – ludzie się nim niespecjalnie przejęli i kupowali. „Zielona wyspa” wzięła się także stąd.
Reklama
Dziś jeden z niewielu dosyć mocnych pozytywnych sygnałów wysyła warszawska giełda, która ostatnio zanotowała ładne wzrosty. Istnieje co prawda szkoła, która dowodzi, że jeśli wzrostami na parkiecie zaczną się ekscytować gazety, to już po hossie. Ale jest też inna szkoła, która twierdzi, że giełdy swoim zachowaniem wyprzedzają procesy w realnej gospodarce. Dosyć boleśnie przekonaliśmy się o tym na przykład w 2007 roku. Czy wzrosty z ostatnich tygodni są forpocztą ożywienia? Oby.
Te wszystkie dywagacje służą temu, by w niniejszym felietonie znalazł się element absolutnie obowiązkowy w tekście, który ukazuje się pod koniec roku. Czyli życzenia. Zacznijmy zatem od rzeczy, które lepiej żeby nas ominęły w 2013 roku. Oczywiście – dalsze hamowanie gospodarki z plagą największą, czyli wysokim bezrobociem. Żeby już nie doszło do takich dramatów, jakie stały się udziałem branży budowlanej, motoryzacyjnej czy transportowej. Żeby Polska już nie obrywała rykoszetem z powodu kolejnych zawirowań w strefie euro. I żeby afera związana z parabankami kojarzyła się już tylko z mijającym 2012 rokiem.
Pobożne życzenia? Być może, choć znakomita część ekonomistów i ludzi biznesu jest przekonana, że w 2013 roku to, co najgorsze, będzie już za nami. Nawet jednak poprawiające się wskaźniki same z siebie, automatycznie, nie doprowadzą do poprawy nastrojów. Kryzys to zarówno kwestia rzeczywistości ekonomicznej, jak i stanu umysłów. I tak naprawdę bardzo trudno odpowiedzieć na pytanie, które łatwiej jest doprowadzić do lepszego stanu. A przy tej drugiej kwestii kłania się u nas atmosfera permanentnej wojny politycznej, z której postronny obserwator może zrozumieć niewiele poza tym, że państwo się wali.
Nie wali się. I warto byłoby, żeby metaforą 2013 roku nie stał się murszejący Dworzec Centralny. Tylko to, co się wydarzyło wcześniej. A przecież okazało się, że Polska jakoś potrafi przeprowadzić gigantyczną imprezę. I to w warunkach ogólnego entuzjazmu. To akurat pewnie się nie powtórzy, ale warto, żeby na kolejnych dwanaście miesięcy zostało w nas choć trochę z atmosfery z pierwszej połowy kończącego się roku.
ikona lupy />
Panorama Warszawy. Na pierwszym planie Most Świętokrzystki, w tle warszawskie wieżowce. Fot. Zbigniew Panow, źródło: Urząd Miasta Warszawy / Forsal.pl / Picasa