Na koniec 2012 roku branża informatyczna - skupiona przede wszystkim w Bangalurze oraz kilku innych ośrodkach w kraju, m.in. Pune, Delhi i Hajdarabadzie - wyceniana jest już na ok. 100 mld dolarów i bezpośrednio zatrudnia ok. 2,5 mln osób.

Prasa indyjska dobrze ocenia kończący się rok. "Branża IT oraz outsourcingu nie tylko przetrwała niepewny dla biznesu okres, ale również pomogła globalnym klientom w walce z obecnym kryzysem poprzez efektywne stosowanie technologii" - pisze anglojęzyczny dziennik "The Hindu". Podkreśla, że indyjskie firmy outsourcingowe, które stanowią 35 proc. globalnego rynku takich firm, w 2012 roku wyeksportowały usługi o wartości 11 mld USD.

Z taką oceną nie zgadza się Phaneesh Murthy, szef firmy informatycznej iGATE z siedzibą w USA. "Firmy informatyczne w Indiach są dopiero na fali wznoszącej. Oferują światu usługi informatyczne, ale nigdy nie próbowały wykorzystać umiejętności (swych pracowników - PAP) w zakresie innowacji. Gdy przez ostatnie dwie dekady firmy (w Indiach) znacząco rosły, promowaliśmy wśród naszych pracowników brak pomysłowości" - komentował w prestiżowym serwisie ekonomicznym Livemint.com.

"Niestety indyjskie firmy nie są innowacyjne. Paradoksalnie, dziesięć lat temu, gdy dopiero się rozwijały, było pod tym względem lepiej" - przyznaje w rozmowie z PAP pragnący zachować anonimowość pracownik firmy informatycznej Wipro, który doradza kierownictwu w sprawach strategicznych. "W większości indyjskich firm kadra menedżerska woli podejmować bezpieczne decyzje i unika ryzyka. Pracuję w Bangalurze, które jest przecież indyjską Doliną Krzemową, ale tak naprawdę daleko jej do amerykańskiego odpowiednika" - podkreśla.

Reklama

W Indiach mówi się też o dwóch grupach młodych pracowników: ambitnych, którzy szukają wyzwań, oraz większości, która przede wszystkim dba o finanse, a więc nie kwestionuje poleceń kierownictwa.

"Świat się zmienił, czy tego chcemy, czy nie. Popyt się zmienił, pracownicy się zmienili, klienci są inni, społeczeństwa też. Im szybciej to zaakceptujemy, tym szybciej zagrożenie (związane z kryzysem - PAP) zamieni się w szansę" - podkreślał w wywiadzie dla "The Economic Times" Vineet Nayar, szef indyjskiej firmy informatycznej i konsultingowej HCL Technologies.

Hiten kilka lat temu pracował w firmie Tata Technologies, gdzie miał rozwiązywać problemy komunikacyjne między kadrą zarządzającą a inżynierami. W praktyce jednak to jego szefowa decydowała o wszystkim, nawet o kolorze i wielkości czcionki ogłoszenia o zawodach siatkarskich dla pracowników. Rozżalony bardzo szybko odszedł z firmy, podobnie jak jego kolega Soumik De. "Do tej firmy przyjmowano tylko najlepszych i myśleliśmy, że to będzie ciekawa praca. Chcieliśmy się rozwijać, mieliśmy głowy pełne pomysłów. Jednak każda nasza próba innowacji była torpedowana" - opowiada PAP.

Zdaniem Phaneesha Murthy'ego problem leży również w indyjskim systemie edukacji. "Sylabusy indyjskich uniwersytetów są prymitywne w porównaniu z tym, w którą stronę zmierza świat. Pracownicy, którzy po studiach zaczynają pracę, przeżywają szok, porównując to, czego się uczyli, z tym, co muszą teraz robić. Zachodnie uniwersytety lepiej przygotowują studentów w takich współczesnych dziedzinach jak media społecznościowe, analiza danych, aplikacje mobilne itp." - wymienia.

Szef firmy HCL, Vineet Nayar podkreśla, że kiedyś przedsiębiorstwa chciały zatrudniać ludzi najbardziej wydajnych. Obecnie "na świecie brakuje utalentowanych inżynierów. Świat potrzebuje analityków danych, większej mobilności, więcej nowych technologii, ale gdzie to znaleźć? Wcześniej wystarczała umiejętność napisania kodu (w programach informatycznych - PAP), teraz potrzeba ludzi, którzy potrafią oprócz tego zrozumieć problem biznesowy, znaleźć rozwiązanie i je wprowadzić".

Anonimowy pracownik Wipro dodaje, że kiedy duża indyjska firma przejmuje mniejszą, ale innowacyjną i dobrze wyspecjalizowaną, potencjał tej drugiej jest szybko niszczony. "Od razu wymieniane jest całe kierownictwo. Menedżerowie zatrudniają ludzi po znajomości - w pierwszej kolejności kolegów, potem osoby z tej samej społeczności, a gdzieś na samym końcu kandydatów ze względu na ich umiejętności".