EDF zawiesił budowę bloku o mocy 900 MW. Warta 1,8 mld euro budowa jednostki w Elektrowni Rybnik miała się rozpocząć wiosną 2013 r. i w 2018 r. zastąpić cztery najbardziej wysłużone bloki, ale na razie inwestycja stanęła pod znakiem zapytania.

Nierentowny projekt

Gerard Roth, wiceprezes EDF, poinformował, że przyczyną zamrożenia inwestycji jest odmowna decyzja Komisji Europejskiej w sprawie części darmowych uprawnień do emisji CO2 dla nowego bloku na lata 2017-2019 oraz decyzja polskiego rządu o cofnięciu wsparcia dla technologii współspalania węgla i biomasy.
– Nikogo nie obwiniamy. Jedynie tłumaczymy konsekwencje takiego posunięcia – mówił na spotkaniu z dziennikarzami Gerard Roth.
Reklama
Emisyjność nowej jednostki w porównaniu z czterema starymi blokami miała spaść o 22 proc. z powodu wyższej sprawności spalania węgla. Kolejną 8-proc. obniżkę wysyłanego do atmosfery CO2 miało dać spalanie domieszki biomasy.
EDF nie ukrywa, że planując spalanie mieszanki węgla z biomasą, myślał tylko o środowisku.
– Wykorzystanie technologii współspalania pozwalało utrzymać projekt na rentownym poziomie. Bez niego to niemożliwe – kwituje Gerard Roth.

Nowe priorytety

Gerard Roth podał, że inwestycja zostanie wznowiona, jeśli w ciągu trzech miesięcy pozytywnie zakończy się batalia o darmowe limity oraz przywrócone zostanie wsparcie dla współspalania. To jednak mało prawdopodobne. Los wsparcia dla tego rodzaju energetyki jest już przesądzony. Ministerstwo Gospodarki chce przekierować strumień wsparcia – dziś połowa płynie do wielkich producentów energii dorzucających 10 proc. biomasy do węgla – w kierunku małych i mikroźródeł. Najchętniej rząd widziałby boom w dziedzinie fotowoltaiki, małych przydomowych elektrowni wiatrowych i przede wszystkim małych kotłów biomasowych.
Duża energetyka ostrzega, że taka zmiana może mieć poważne konsekwencje. O co chodzi? Do 2020 r. Polska zobowiązała się do tego, by 15 proc. energii w całym bilansie energetycznym (prąd, ciepło, chłód, transport) produkować z OZE – odnawialnych źródeł energii. W praktyce oznacza to, że aż 19 proc. energii elektrycznej ma pochodzić ze źródeł odnawialnych. Dziś udaje nam się osiągać założone na 2012 r. wskaźniki głównie dlatego, że w elektrowniach spalamy biomasę. Pod nową ustawą może się to okazać niemożliwe.
– Biomasa przestanie być opłacalna, bo 1 GJ zawartej w niej energii kosztuje trzy razy więcej niż 1 GJ zawarty w węglu. Bez wsparcia biomasa zostanie zastąpiona węglem. Politycy nie są chyba świadomi, że bez współspalania nie będzie możliwe osiągnięcie 15-proc. udziału zielonej energii w 2020 r., a emisja CO2 znów wzrośnie – mówił jeszcze przed publikacją rządowego projektu ustawy o OZE 2.0 Grzegorz Górski, prezes GDF Suez.
Na tle innych państw UE Polska jest jednym z krajów najbardziej zasobnych w biomasę. Wykorzystanie biomasy w energetyce zawodowej w 2010 r. wyniosło 4,4 mln ton, w 2011 r. było to już 5,3 mln ton, a zapotrzebowanie na 2012 r. szacuje się na prawie 6,5 mln ton. Rynek biomasy szybko urósł i ma nadal znaczny potencjał wzrostu.
Zgodnie z szacunkami Generalnej Dyrekcji Lasów Państwowych całkowity potencjał drewna z leśnictwa możliwy do wykorzystania na cele energetyczne wynosi ok. 6,1 mln m sześc. drewna rocznie. W związku z tym, że znaczną część odpadu z przetwórstwa drewna wykorzystuje sam przemysł drzewny, do dyspozycji pozostaje ok. 2,5–3 mln m sześc. odpadu drzewnego.

Kotły biomasowe

Energetyka alarmuje, że po wprowadzeniu w życie ustawy w obecnie proponowanym kształcie elektrownie i elektrociepłownie prawie od razu zatrzymają współspalanie. Szacuje się, że spadek produkcji energii elektrycznej ze współspalania będzie wynosił ok. 70 proc. w pierwszym roku po wprowadzeniu regulacji oraz 30 proc. spadku w kolejnym roku.
W projekcie nowej ustawy o odnawialnych źródłach energii Ministerstwo Gospodarki proponuje szybką likwidację współspalania. Jak twierdzą rządowi eksperci, biomasa powinna być spalana w małych przydomowych kotłach albo w elektrowniach i elektrociepłowniach używających jako paliwa wyłącznie biomasy. I te właśnie instalacje mają otrzymywać wsparcie finansowe. Współspalanie biomasy w węglem ma być zlikwidowane do 2017 r.
Zdaniem tzw. dużej energetyki wówczas pojawiają się dwa problemy. Po pierwsze, co zrobić z biomasą, którą dziś spalają duże elektrownie, także należące do PGE i Tauronu – dwóch największych graczy na rynku energii kontrolowanych przez Skarb Państwa.
Po drugie, czym i w jakim tempie zastąpić biomasę w energetyce oraz ile będzie to kosztowało? W uzasadnieniu do ustawy o OZE Ministerstwo Gospodarki zakłada, że biomasa, która dotychczas była spalana w elektrowniach węglowych, trafi do rozproszonego systemu małych kotłów ciepłowniczych. Dziś jest ich w Polsce 60–70 tysięcy. W 2020 roku ma być aż 730 tysięcy. Oznacza to roczny wzrost liczby takich instalacji o blisko 40 proc.
Szacunkowy koszt wybudowania w Polsce takiej liczby małych zautomatyzowanych kotłów biomasowych to ok. 10 mld zł. Mniej więcej co ósma rodzina mieszkająca na obszarach pozamiejskich musiałaby sobie sprawić takie urządzenie, płacąc ok. 14–15 tysięcy złotych.
Czy to realne? Rządowi eksperci twierdzą, że tak.